O ile punktowe dokonania OKS-u sprawiają fanom ogromną radość, to tempo w jakim wychodzi na prowadzenie wzbudza zachwyt!
Po golu strzelonym w poprzedniej kolejce Polonii Warszawa już w dwunastej sekundzie spotkania, tym razem kibice musieli czekać na trafienie Dawida Wolnego aż do… 2 minuty, a jakby tego było mało po dalszych 180 sekundach “Duma Opolszczyzny” prowadziła dwoma bramkami i do końca nie pozwoliła Olimpii Elbląg na zmianę rezultatu!
Obie zdobycze były po części prezentami gospodarzy, a po części efektem dobrej gry naszej drużyny. Bramka Dawida Wolnego to pochodna nieudolności w rozegraniu piłki przez pomocnika Radosława Bukackiego, którego podanie do bramkarza przejął uważny i szybki Wolny, by w sytuacji sam na sam nie dać najmniejszych szans Tułowieckiemu.
Dużo większy udział bramkarz Olimpii miał przy drugiej bramce dla Odry, która padła 3 minuty później, wtedy to bowiem – po kąśliwym dośrodkowaniu Łukasza Winiarczyka z rzutu wolnego – interweniujący Kacper Tułowiecki rękoma skierował piłkę do własnej świątyni.
Tym samym Olimpia potwierdziła swoje kłopoty z obsadzeniem bramki na początku tego sezonu. Po remisie z Rakowem Częstochowa trenerzy mieli sporo zastrzeżeń właśnie do Tułowieckiego, którego na wyjeździe do Bytomia zamienili na Wojciecha Daniela, jednak ten dla odmiany „złapał” kontuzję dłoni i ponownie ustąpił miejsca Tułowieckiemu, co jak wiadomo nie wyszło dzisiaj „Olimpijczykom” na dobre.
Pogrom jakiego zaznali miejscowi w początkowej fazie meczu mocno podciął im skrzydła, ponieważ nie pozbierali się już do końca pierwszej połowy. Odra kontrolowała bieg wydarzeń na boisku, pozwalając gospodarzom pobić nieco głową w mur, a od 30 minuty płynnie przeszła do szybszych kontrataków.
Po zmianie stron Olimpia nieco ochłonęła, postawiała wszystko na jedna kartę i mecz zaczął obfitować w groźne akcje pod obiema bramkami. Początkowo Odra nawet nie dopuszczała do dośrodkowań, a jeżeli już gospodarzom się to udawało, to mocno naciskani, nie potrafili nawet czysto uderzyć w piłkę.
W 51 minucie po kolejnym groźnym rzucie rożnym w wykonaniu Winiarczyka, piłka miała ochotę bezpośrednio wpaść do bramki, lecz ostatecznie przeszła tuż obok dalszego słupka, mijając o centymetry zamykającego akcję Aleksandra Kowalskiego.
Od tej chwili zarysowała się niewielka przewaga gospodarzy, czego efektem była, np. dogodna sytuacja przed jaką stanął Paweł Piceluk, ale strzał napastnika Olimpii był zupełnie niecelny.
Kolejną szansę gospodarze zmarnowali w 58 minucie, gdy po faulu na wychodzącym na dogodną pozycję pomocniku gospodarzy, rzut wolny w ich wykonaniu, został – mówiąc delikatnie – mocno przekombinowany, a końcowy strzał był zbyt lekki. Ten stały fragment gry był efektem przewinienia Roberta Trznadla, dla którego miejscowi usilnie domagali się czerwonej kartki, ale sędzia oczywiście pozostał niewzruszony i skończyło się na jaśniejszym kartoniku.
65 i 68 minuta to groźne akcje Odry, pierwszą silnym strzałem zwieńczył Marek Gancarczyka, ale bramkarz nie dał się zaskoczyć, natomiast w drugiej, po kontrataku, piłkę po strzałe Mateusza Gancarczyka Tułowiecki z trudem wybił przed siebie, a dobijający Dawid Wolny przeniósł ją nieco nad poprzeczką.
Do pozostałych formacji dopasował się dzisiaj także Tobiasz Weinzettel, broniąc między innymi precyzyjny strzał Stępnia sprzed linii pola karnego w 70 minucie oraz dwa uderzenia Kołosowa w 75 i 86 minucie, a były to parady bramkarskie wysokiej jakości.
Od 72 minuty mogło być po meczu! Waldemar Gancarczyk wyszedł sam na sam z Tułowieckim i bez zawahania, na pełnym luzie, w pełnym biegu i z dużą mocą… strzelił w słupek! Akcja i wykończenie marzenie, żeby nie ta kropka nad „i” – której zabrakło.
Olimpia w drugiej połowie miała zdecydowanie więcej z gry niż… w pierwszej połowie, ale to Odra groźniej kontratakowała i robiła to z dużą swobodą, każda sekunda po dobrej obronie na własnej połowie była zaczątkiem błyskawicznej akcji ofensywnej, a te w 80% kończyły się zagrożeniem pod bramką gospodarzy.
Odrobina niepotrzebnej nerwowości wkradła się w spotkanie po 90 minucie, gdy sędzia z niewiadomych przyczyn do regulaminowego czasu gry doliczył aż 6 minut, a boisko na noszach – z podejrzeniem skręcenia stawu skokowego – był zmuszony opuścić Damian Ałdaś. Nic złego się jednak więcej nie wydarzyło, więc świetnie dysponowani „Niebiesko-Czerwoni” zgarnęli zasłużone 3 punkty i przewodzą tabeli II ligi!
Dzisiejszym spotkaniem Olimpia pożegnała się z dwuletnią serią bez porażki na własnym stadionie, a Odra, która od roku nie przegrała na wyjeździe, wydłużyła trwający od początku sezonu okres gry, podczas którego ani przez chwilę nie musiała gonić wyniku. Za tydzień w Opolu (sobota, 17:00) mecz z poznańską Wartą i chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że wybrać się na Oleską jest warto!
Fot. Mirosław Szozda