Na odnawianym przez 3 ostatnie miesiące stadionie w Wolinie Odra dość pewnie zwyciężyła miejscową Vinetę 0:2 (0:0).
Pierwsze minuty spotkania przebiegły ze wskazaniem na Vinetę, przewaga miejscowych nie stanowiła większego zagrożenia, ale fakt, że na 10 minut udało jej się zamknąć Odrę na własnej połowie świadczył o ofensywnym nastawieniu gospodarzy.
Nastawienie to jedno, a możliwości to drugie, nawet w pierwszej połowie, która w wykonaniu Vinety była dużo lepsza, przewaga Odry była wyraźna i wciąż rosła.
Najlepszymi okazjami na objęcie prowadzenia Odra popisała się w 15 i 18 minucie. Najpierw szczelna obrona gości miała moment dekoncentracji, więc precyzyjne podanie w pole karne otrzymał Łukasz Staroń. Niestety bramkarz Vinety miał tym razem odrobinę bliżej do piłki i z wymarzonej sytuacji wyszły nici.
Niedługo potem z rzutu rożnego uderzał Waldemar Gancarczyk. Po wybiciu na uwolnienie piłkę ponownie przechwycili nasi, Waldi tym razem podholował akcję aż do linii końcowej i wystawił do nadbiegających kolegów. Marcin Niemczyk i Łukasz Staroń prawdopodobnie wzajemnie nieco sobie przeszkodzili, piłkę uderzył ostatecznie Niemczyk, ale przeszła tuż nad poprzeczką.
W 22 minucie „Mały” znowu stanął przed szansą, ale tym razem obrońca nakładką potraktował go w polu karnym, cóż jednak z tego, skoro gwizdek sędziego milczał jak zaklęty. Podobnie zresztą jak w kilku innych sytuacjach, gdy gorąco było pod bramką Oskara Rechtziegela, a gospodarze imali się wszelkich sposobów aby nie dopuścić do utraty gola.
Potem gra się wyrównała, lecz to Odra po raz trzeci była bliska zdobycia pierwszego w tym dniu gola. Rafał Brusiło przebojem wdarł się pod bramkę Vinety, dwukrotnie wymienił się piłką z Niemczykiem, lecz kiedy uderzył na bramkę i futbolówka zmierzała do celu po minięciu Rechtziegela, niemal z linii bramkowej wybił ją Marek Niewiada.
Gospodarze groźniejszą próbkę swoich możliwości dali dopiero w końcówce 1. połowy, piłkę ponad naszym polem karnym wymienili bracia Adrian i Adam Nagórscy, ale wysiłek króla strzelców III ligi bałtyckiej poszedł na marne ze względu na pozycję spaloną.
W drugiej połowie to goście grali z wiatrem, ale nie usprawiedliwiało to tego, że przez 10 minut gospodarze mieli problem z przekroczeniem połowy własnej połowy, o próbach ataku nawet nie wspominając.
Po meczu, Bartosz Ława, najbardziej doświadczony zawodnik w ekipie Vinety, stwierdził, że był to najsłabszy mecz w wykonaniu jego drużyny od 31 spotkań, czyli od początku rundy zasadniczej.
– Nie wiem, czy przegraliśmy, bo jesteśmy tak słabi, czy to Odra jest tak silna, ale nie była to gra do jakiej przyzwyczailiśmy naszych kibiców. Opadliśmy z sił, Odra miała ogromną przewagę w ataku pozycyjnym, odcinała nas od podań, opanowała środek boiska. Bardzo nam szkoda tego spotkania, ale w rewanżu na pewno się nie położymy i będziemy walczyć do końca – zapowiedział Ława.
Przewaga Odry nie podlegała dyskusji, ale do 80 minuty wynik ani drgnął. To wtedy, za zagranie ręką, sędzia podyktował rzut karny dla opolan, więc do piłki pewnie podszedł niezawodny Waldemar Gancarczyk, lecz tym razem strzelił zbyt słabo i Oskar Rechtziegel „wypluł” piłkę, którą egzekutor karniaka dobił już bez litości i cienia wątpliwości. Po prostu majstersztyk – zdjąć z siebie zobowiązującą rolę nieomylnego egzekutora – a jednocześnie ją zachować!
W 86 minucie było po meczu! Opolski joker Dawid Wolny, który pojawił się na boisku w 59 minucie, otrzymał dokładne podanie od Krzysztofa Gancarczyka, po profesorsku wyczekał aż bramkarz jeszcze się „otworzy” i posłał mu piłkę między nogami.
Kiedy poznański sędzia odgwizdał koniec spotkania piłkarze Vinety długo nie podnosili się z murawy, a kiedy podeszli podziękować swoim kibicom, to np. rosły Adrian Skorb miał łzy w oczach. Zupełnie inna sytuacja panowała po drugiej stronie boiska, gdzie kibice Odry z piłkarzami świętowali zwycięstwo!
Pierwsza wygrana bitwa nie oznacza jeszcze wygranej wojny, ale do powrotu do II ligi jest jeszcze bliżej. Szczęśliwy Rafał Brusiło przyznał, że mimo wszelkich zabiegów, solidne przedmeczowe napięcie i tak się pojawiało, ale po pierwszej barażowej wygranej można mocniej odetchnąć. Rewanż w środę! [raport]