Zawodnicy Odry Opole i Stali Mielec przed pierwszym gwizdkiem sobotniego meczu pamiętali o Waldemarze Gancarczyku.
„Waldek trzymaj się!” – w koszulkach z tej treści napisem wyszły w sobotnie wczesne popołudnie na murawę jedenastki zespołów z Opola i Mielca.
– W Waldka wierzyłem zawsze. Wcześniej był moim zawodnikiem w Czarnych Żagań, MKS-ie Oława i Odrze. Bardzo cenię tego piłkarza, ale zdarzyła się przykra sytuacja. Doznał bardzo ciężkiej, piłkarskiej kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych. Bardzo ubolewamy, bo to duża strata – mówił Zbigniew Smółka, trener Stali, w wywiadzie dla naszego serwisu udzielonym przed sobotnim meczem.
27-letni środkowy pomocnik w Opolu spędził dwa i pół sezonu, rozgrywając 86 meczów i strzelając 32 gole. Jego wkład w awans najpierw do pierwszej, a potem drugiej ligi, był niepodważalny. W czerwcu Waldek przeszedł do klubu z Mielca, zdążył wystąpić w siedmiu spotkaniach o punkty. Bardzo pechowy okazał się dla niego 13 września. To tego dnia, po kilkunastu minutach remisowego starcia z Puszczą Niepołomice, zerwał więzadła.
Przy Oleskiej nie było więc nam dane zobaczyć go na boisku, na którym pojawili się dwaj bracia Gancarczykowie. Mateusz – inny były gracz Odry – zaliczył pełny mecz. Z kolei „nasz” Marek wszedł na boisko w 64. minucie, zmieniając Marcina Wodeckiego i będąc po końcowym gwizdku chwalonym przez trenera Mirosława Smyłę. Jak zresztą pozostali dwaj zmiennicy, Bartłomiej Maćczak i Rafał Niziołek, który wywalczył „złotego” karnego.
Waldemarowi Gancarczykowi życzymy oczywiście jak najszybszego powrotu do zdrowia!
foto: Mirosław Szozda