– To rywale będą faworytem. Nie po to jednak nasi zawodnicy awansowali do pierwszej ligi, by bać się w niej kogokolwiek – mówi Mirosław Smyła przed inauguracją zmagań zaplecza ekstraklasy przy ul. Oleskiej 51.
Już w sobotę o godz. 17:00 na naszym stadionie rozbrzmi pierwszy gwizdek ligowego sezonu. Na dwa dni przed meczem z Górnikiem Łęczna, trener niebiesko-czerwonych Mirosław Smyła mówi o…
O okresie przygotowawczym
– Wykonaliśmy dużo pracy i oczywiście nadal ją wykonujemy. Nie tylko w zakresie treningu, ale i organizacyjnie. Dokonaliśmy kilku transferów, które – mamy nadzieję – wzmocnią zespół. Rozszerzyliśmy kadrę do prawidłowych rozmiarów i teraz daje szansę wyboru, większej rywalizacji w czasie zajęć treningowych, ale i roszad w trakcie ligi. Mam tu na myśli zwłaszcza kontuzje czy kartki.
O braku wytłumaczeń
– Pamiętajmy, że nowi zawodnicy przychodzili do nas w różnych terminach. Paweł Wojciechowski podpisał kontaktu już po obozie. Później dołączył też Filip Żagiel. To nie ma być żadnym alibi czy wybiegiem politycznym, ale zespół jeszcze potrzebuje czasu, by się zgrać. Lato było krótkie. Nikt jednak się tu nie tłumaczy. Od pierwszego meczu chcemy walczyć z każdym. Z Górnikiem Łęczna i kimkolwiek innym. Do każdego meczu mamy podchodzić tak, jakby był zarazem pierwszym i ostatnim; o wszystko. Takie nastawienie nam przyświeca.
O dwunastym zawodniku
– Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania kibiców po dwóch z rzędu awansach są ogromne. Kibic czasem nie analizuje, że to pierwsza liga, w której wymagania odnośnie umiejętności, taktyki i motoryki są wyższe. Odra brylowała w drugiej lidze, ale mieliśmy mnóstwo przykładów drużyn, które po awansie dołowały, bo ten przeskok jest naprawdę duży. Może nie jest to aż tak widoczne z trybun, ale biegając po boisku czy stojąc przy linii czuje się to bardzo. Jakość piłkarzy jest po prostu wyższa. Może być taki moment, w którym zrobi się nerwowo – jeśli kibice nie zrozumieją, że Odra nie zawsze będzie dominowała i strzelała po kilka goli w meczu, jak w poprzednich latach. Wierzę jednak, że to zrozumienie będzie i fani będą dla nas wsparciem, tym prawdziwym dwunastym zawodnikiem.
O szoku popucharowym
– O występie w Pucharze Polski zespół musi jak najszybciej zapomnieć. Zapominał aż do… zdobycia drugiej bramki w sparingu ze Ślęzą Wrocław. Wcześniej, przy kilkuset kibicach na trybunach, odczuwalne było napięcie. Każdy zastanawiał się nad podaniem piłki dłużej niż zwykle, nie chcąc popełnić błędu. Od stanu 2:0 na naszą grę już miło było patrzeć. Drużyna rozluźniła się. Podsumuję to słowami jednego z kibiców, który powiedział po meczu: „Trenerze, ma być tak jak teraz, tylko lepiej!”. Niech tak się stanie.
O Górniku Łęczna
– Mamy wiele przykładów klubów, o których mówiło się, że zaraz upadną, a nagle dawały radę. Ruch Chorzów ma problemy, ale niebawem, po 15 sierpnia, gdy wygaśnie ich zakaz transferowy, może okazać się, że dokonają bardzo solidnych wzmocnień. To jednak megafirma, wielka historia polskiej piłki. Ma problemy, ale jak znam życie, to z tego wyjdzie. Z Górnikiem Łęczna może być podobnie. Chyba nikt nie był w stanie przewidzieć, co tam się wydarzy. Na rynku jest jednak wielu zawodników i zawsze można pozyskać kogoś ciekawego. Rywale przyjadą do nas bardzo silnym składem i będą faworytem. Nie zmienia to faktu, że walczymy o trzy punkty. Nie po to Odra awansowała do pierwszej ligi, by bać się wychodzić na boisko. Trzeba umieć sprzedać swoje umiejętności. Mamy w kadrze wielu głodnych sukcesu chłopaków, oni czują niesamowitą motywację. Zdają sobie sprawę, z kim się zmierzą, o co grają i jakie mogą być tego pozytywne owoce.
O sytuacji kadrowej
– Walczymy z czasem, by zgłosić do pierwszego meczu Jakuba Habustę. Chodzi o jego certyfikat z Czech. Szkoda, że do pierwszego meczu nie przystąpi Szymon Skrzypczak, leczący jeszcze uraz z poprzedniego sezonu. Teoretycznie, mógłby grać, ale nie chcemy ryzykować jego dłuższej przerwy. Słowa lekarza są najważniejsze.
Odra Opole – Górnik Łęczna
1. kolejka Nice 1. Ligi
sobota, 29 lipca, godz. 17:00, stadion przy ul. Oleskiej 51
Sędziuje: Piotr Lasyk (Bytom).
foto: Mariusz Matkowski