Mirosław Smyła o nadchodzącym meczu z Chojniczanką, tygodniowym „serialu” w roli gości i kilku innych sprawach. Odsyłamy do lektury.
Zagramy?
– Widziałem w czwartek zdjęcia boiska. Pomyślałem, że jedziemy chyba na mecz do Zakopanego, a nie Chojnic… Nie wiemy, jak to się skończy. Trudno powiedzieć, ale nawet o tym nie mówimy, a normalnie przygotowujemy się na walkę o ligowe punkty.
Prawdopodobnie – w trudnych warunkach.
– Jakoś nie mamy tego szczęścia. Na Miedzi graliśmy w bardzo wysokim mrozie, z Puszczą – na „ciężkim” boisku. Lepiej było dopiero z GKS-em Katowice, a teraz znów szykuje się zima. No, ale musimy grać i nikt nie będzie narzekać. Warunki są przecież identyczne dla obu drużyn. Bardzo wątpliwe, by Chojniczanka chciała przekładać kolejny mecz, dlatego nastawiamy się na to, że ze 100-procentową pewnością zagramy. Na jakim boisku, przy jakiej pogodzie? Jasnowidzem nie jestem.
Jeśli jest ryzyko rozegrania meczu na bardzo grząskiej, fragmentami błotnistej murawie, bierze się ten fakt mocno przy ustalaniu wyjściowej jedenastki?
– Istnieje takie prawdopodobieństwo. Taktykę z samej definicji dopasowuje się przecież do przeciwnika, jego sposobu gry w defensywie, ofensywie, rozgrywania stałych fragmentów; czasem nawet bierze się pod uwagę sędziego, który ma prowadzić dany mecz. Z warunkami pogodowymi jest podobnie. Cięższemu zawodnikowi w błocie dużo trudniej się poruszać. Kto wie, czy ten element nie będzie miał wpływu na wybór składu. Możliwości mamy jednak ograniczone, ze względu na urazy i kartki. Za wielkiego pola manewru nie ma. Musimy sobie radzi, tak czasem jest. Nieważne, w jakich warunkach – ważne, że gdy zagramy, nie może nam braknąć jednej podstawowej rzeczy. Z GKS-em Katowice były chęci, ale w sytuacjach piłkarskich – jak ja to określam – „klik-klaków”, ustępowaliśmy rywalom. Przegrywaliśmy piłki stykowe. Prócz samej jakości, ten element też ma wpływ na wynik końcowy. Czasem o danym zawodniku mówi się, że wsadza głowę tam, gdzie inni nie wsadza nogi. My musimy podjąć taką rywalizację, czasami walkę wręcz. Zwłaszcza w takich warunkach, gdy dominować może siłowa walka.
Patrząc na względy fizyczne, w niedzielnym meczu z Katowicami bardzo ustępowaliśmy rywalom.
– Nawet nie tyle fizycznie; bo mniejszej liczby kilometrów wcale nie wybiegaliśmy. W elemencie siłowym jednak, „Gieksa” faktycznie była naszym starszym bratem. Można tak to nazwać. Trzeba to z pokorą przyjąć, pamiętając, że GKS udowodnił już wygrywając z Rakowem, iż jest na fali wznoszącej. To nie podlega dyskusji. Nie ukrywam jednak, że taki obraz gry był wynikiem tyleż siły GKS-u, co niemocy Odry. Jeśli niektórzy pozwalali sobie na stwierdzenia, że Katowice zagrały na 120 procent, to ja bym powiedział inaczej. Zagrały na 100 procent, ale my – tylko na 80. To była dla nas lekcja pierwszej ligi, fizycznej, siłowej, ale i z indywidualnymi umiejętnościami, które „Gieksa” ma dzięki obytym piłkarzom, z „większym” CV. Nie jest to oczywiście jedyne wytłumaczenie, bo to tylko piłka nożna i można i z takim rywalem wygrać. To jednak lekcja, która pokazuje nam, gdzie w tym momencie jesteśmy. Wyciągamy wnioski. Najbliższe trzy wyjazdowe mecze – jeśli się odbędą – stanowić będą sprawdzian poziomu sportowego, jaki faktycznie reprezentuje dziś Odra Opole.
Chojnice, Częstochowa, Sosnowiec.
– One dadzą odpowiedź, co będzie naszym celem w tej rundzie. Nie chcę mówić, że liczba zdobytych punktów zamydliła obraz czy uśpiła nas, ale… Teraz zderzamy się z realnymi pierwszoligowymi warunkami, w których nikt już Odry nie lekceważy. Może się powtórzę, ale jesteśmy zdiagnozowani. Rywale są przygotowani na to, by z nami również się bronić, nie grając otwartej piłki. Jest trudniej, przestaliśmy być anonimowi. Wiem, że ktoś może to odbierać jako alibi, ale to realna ocena. Nie zmienia to faktu, że na każdym z trzech wyjazdów chcemy zdobyć punkty, przeciwstawiając się rywalom na tyle, na ile nas stać. Szkoda, że ciągle nie możemy wystawić optymalnego zestawienia. Zawsze ktoś wypadnie, ale to już inny temat. Podejmujemy wyzwanie. Potem ocenimy, jakie kierunki dla Odry obierać. Chcemy grać o pełną pulę. Dziś interesuje nas Chojniczanka, a gdy sędzia gwizdnie po raz ostatni, przestawimy się na środowy wyjazd na Raków.
Chojniczanka w tym roku zagrała o punkty tylko raz, bezbramkowo remisując w Bielsku-Białej. Niewiadoma?
– I tak by to można spuentować. Z jednej strony w Chojnicach czują głód piłki i chcą się pokazać, a z drugiej – siłą rzeczy musi brakować rytmu meczowego. Trudno wyrokować, jak będzie to wyglądało. Do tego dochodzą takie czynniki jak stan boiska. Nie mamy aktualnego materiału o rywalu, możemy opierać się tylko na meczu z Podbeskidziem i jesiennych. Musimy więc pójść w kierunku tego, jak my mamy grać. Najważniejsze to wiedzieć, czego się chce na boisku od samych siebie. To kierunek. Gdy nie ma szans na konkretną analizę, musimy skupić się na sobie.
Chojniczanka – Odra Opole
24. kolejka Nice 1 Ligi
sobota, 31 marca, godz. 17:00
Sędziuje: Łukasz Bednarek (Koszalin)
foto: Mirosław Szozda