– Po tym okresie gry w Odrze stałem się również jej kibicem i będę nim na zawsze. Reprezentując barwy tego klubu czułem za nie odpowiedzialność – mówi w pożegnalnej rozmowie Tomasz Wepa, były już kapitan Odry Opole – . 

Rozwiązałeś kontakt z klubem za porozumieniem stron. To musiało się tak skończyć?
– Ciężko powiedzieć. Ja ze swojej strony czuję, że mogłem Odrze dać jeszcze wiele dobrego, choć zdaję sobie sprawę z tego, jak wyglądał ten sezon. W pierwszej rundzie miałem pod górkę, bo pojawiały się problemy zdrowotne. W rundzie wiosennej tak naprawdę nie dostałem szansy, żeby się pokazać, choć sam czułem, że jestem w optymalnej dyspozycji. To trener podejmuje decyzje, a na fakt, że nie widział mnie w swojej koncepcji nie miałem żadnego wpływu. Z jednej strony rozwiązując kontrakt kierowałem się rozsądkiem i czuję, że to dobra decyzja. Z drugiej… ogromny niedosyt.

Zakręciła się łezka w oku?
– Jasne. Powiedzmy, że byłem na to przygotowany, ale po cichu liczyłem, że może jednak będę mógł nadal reprezentować niebiesko-czerwone barwy. Zżyłem się z tymi ludźmi, z tym klubem, z miastem. W pewnym momencie planowaliśmy nawet całą rodziną przeprowadzić się do Opola…

I zostać jak najdłużej?
– Czasem dochodziłem do wniosku, że właśnie tutaj, w Odrze, chcę zakończyć swoją przygodę z piłką. Jednak takie jest życie piłkarza i zawsze trzeba być przygotowanym na to, że może być inaczej.

83 mecze w barwach Odry, 2 awanse, mnóstwo pięknych chwil… Z pewnością ciężko opuścić miejsce, które kojarzy się głównie pozytywnie.
– Na pewno. Dwa perfekcyjne sezony i ostatni – powiedzmy – w połowie bardzo dobry. Paradoksalnie obraz rundy wiosennej minionego sezonu jest tak zły przez to, że pierwsza była lepsza, niż ktokolwiek mógłby zakładać. Uważam jednak, że jako beniaminek nie mamy powodów do wstydu, bo przed startem rozgrywek spokojne utrzymanie każdy wziąłby w ciemno. Wszyscy napompowaliśmy balonik, który pękł w fatalnych okolicznościach. Ale skoro przez dłuższy czas zajmowaliśmy lokatę premiowaną awansem, to dlaczego mieliśmy udawać, że o niego nie gramy? Choć wielu osób nie ma już w klubie, uważam że mieliśmy paczkę, która zawsze chciała walczyć o najwyższe cele. Mam na myśli na przykład Roberta Trznadla czy Mateusza Perońskiego, którzy zawsze zostawiali serducho na boisku.

Jakie pierwsze myśli pojawią się w głowie, kiedy przyjdzie ci wspominać ten trzyletni pobyt w Odrze?
– Jeśli chodzi o pozytywne wspomnienia, to z pewnością mecz z Błękitnymi Stargard. Wywalczyliśmy wtedy awans do Nice 1 Ligi, a sam zdobyłem jedną z bramek, co – nie da się ukryć – zdarza mi się dość rzadko, gdyż zazwyczaj byłem oddelegowany do zadań stricte defensywnych. Choć z drugiej strony – nie zabraknie również tych wspomnień, które wywołują niedosyt. Mam tu na myśli przede wszystkim porażki w Pucharze Polski z Siarką Tarnobrzeg i Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. O tym akurat wolałbym zapomnieć.

Na odchodne powiedziałeś Rafałowi Brusiło, że teraz ma ,,czynić swoją powinność”. Miałeś na myśli piastowanie funkcji kapitana?
– I tak, i nie! (śmiech). To zdanie ma dwa znaczenia. Tak, bo ,,Rafka”, ale i Mateusz Bodzioch to ludzie, którzy są związani z tym klubem tak samo mocno jak ja i to do nich z pewnością będą należeć teraz moje obowiązki. Nie chciałbym jednak wchodzić w kompetencje trenera, bo to on zadecyduje. Drugie znaczenie tego stwierdzenia wiążę się z tym, że Rafał jest administratorem naszej drużynowej grupy, a że mój czas już nastał, to pozostało mu właśnie czynić swoją powinność, czyli mnie z niej usunąć! (śmiech)

Zapadły już jakieś decyzje odnośnie twojej przyszłości?
– Jeszcze nie. Na pewno mam zamiar być teraz bliżej domu, bliżej rodziny. Jak tylko o tym pomyślę, to na twarzy pojawia się uśmiech. Prowadzę szkółkę akrobatyki sportowej i wydaje mi się, że poświęcę się temu w całości. Wiadomo, że jeśli pojawi się jakaś oferta, to ją rozważę, ale na pewno nie kosztem rodziny. Jeżeli mogę dodać jeszcze coś od siebie…

Tak?
– Chciałbym podziękować, bo w niektórych przypadkach nie miałem ku temu okazji. Chłopakom z szatni, sztabowi szkoleniowemu, kibicom, zarządowi. Życzę Wam jak najlepiej i obiecuję, że będę odwiedzał stadion przy Oleskiej tak często, jak tylko będzie to możliwe. Po tym okresie gry w Odrze stałem się również jej kibicem i będę nim na zawsze. Reprezentując barwy tego klubu, czułem za nie odpowiedzialność. Teraz czuję dumę, że byłem częścią drużyny, która tak wiele osiągnęła.

Rozmawiał: Mateusz Gajdas

foto: Mirosław Szozda