– Miedź? Tak dobrą piłkę grał z nami tylko Raków – mówi prawy obrońca Odry Opole, z którym spokojnie pogadaliśmy jeszcze o inauguracyjnej porażce w Legnicy. I nie tylko.

Tak na chłodno, jakie wnioski nasuwają ci się po piątkowej porażce w Legnicy?
– Jest trochę niedosytu po tej inauguracji. Wiadomo, że liczyliśmy na lepszy start, mimo że mierzyliśmy się z megamocnym przeciwnikiem; mającym w swoim składzie nazwiska, o których można powiedzieć, że wyrastają ponad pierwszą ligę. Jak jednak pokazał mecz, nie byliśmy zespołem wiele gorszym. Jasne – jak zwykle, były też momenty słabsze, gdy Miedź przeważała kulturą piłkarską, wyglądała lepiej w rozegraniu, ale to chyba my stworzyliśmy nawet więcej klarownych sytuacji. Tego szkoda.

Który z rywali zrobił największe wrażenie?
– Skoro strzelił dwa gole, to wiadomo, że Piątkowski. Nawet nie czysto piłkarsko, a samym wykończeniem. Najbardziej we znaki dała nam się jednak trójka środkowych pomocników. Marquitos co prawda grał na boku, ale często schodził do środka. Do tego Forsell i Santana. Sprawiali nam mnóstwo problemów i zrobili wrażenie chyba nie tylko na mnie, ale całym zespole. Wszystko przez nich przechodziło, napędzali akcję za akcją.

Przeciwników tak dysponowanych, jak w piątkowy wieczór Miedź, jesienią nie było. Zgodzisz się czy to przesadzone słowa?
– To był nasz drugi mecz z Miedzią, w którym było widać, jak dobry to zespół. Tyle tylko, że w Opolu – mimo że zdobyliśmy dwie bramki – przez większość czasu rywale nas zdominowali, nie mieliśmy nic do powiedzenia. Twierdzę, że w Legnicy wyglądało to całkiem inaczej. Jak wypadła Miedź na tle pierwszej ligi? Można mówić chyba tylko o pojedynczych występach niektórych drużyn. Tak dobrą piłkę grał z nami tylko Raków i może Zagłębie Sosnowiec.

Na wiosennym rozkładzie jazdy wyjazd na Miedź jawił się jako jedno z największych wyzwań. Teraz będzie łatwiej?
– Z pewnością Miedź od kilku lat jest budowana za grube miliony. Nie mówimy tylko o pierwszej drużynie, ale o całym klubie. W porównaniu do nas, to całkiem inna półka finansowa. Oczywiście, że to nie gra na boisku, ale nie ma co ukrywać, że ten pierwszy krok po zimie był dla nas bardzo ciężki – tym bardziej, że nie mieliśmy wcześniej styczności z naturalnym boiskiem. Nie było jednak dużego problemu z przestawieniem się, poradziliśmy sobie. W teorii teraz powinno być łatwiej, ale w pierwszej lidze w zasadzie nie ma słabych zespołów. Początek wiosny jest dla nas megaważny. Przez pierwszych 5-6 kolejek – poza Puszczą – gramy z zespołami z ścisłej czołówki.

Oglądałeś na Polsacie mecz Podbeskidzia ze Stomilem?
– Akurat nie miałem okazji. W sobotę zrobiłem sobie delikatny reset od piłki.

Dążyłem do tego, że na tle pierwszej ligi czy nawet ostatnich meczów ekstraklasy, w Legnicy nie było się chyba czego wstydzić.
– Wydaje mi się, że nasz mecz z Miedzią stał na wysokim poziomie. Tempo było bardzo dobre. Ciężko porównać to z ekstraklasą. Zespoły różnie podchodzą do walki o punkty, czasem boją się, by nie spaść w tabeli niżej i to wpływa mocno na ich grę. Nie mnie to oceniać, ale komentarze są takie, że mecze w ekstraklasie stoją ostatnio na słabym poziomie, nie są zbyt atrakcyjne. Mogę mówić jednak tylko o nas i tak, jak odebrałem spotkanie w Legnicy. Stało na wysokim poziomie zarówno jeśli chodzi o otoczkę, jak i piłkarskim.

Puentując: nie możemy po wyjeździe do Legnicy zwieszać głów, a szukać pozytywów?
– Jasne, że jeśli idzie, wygrywa się kolejne mecze, to wszyscy wierzą w sukces. Potem przychodzi jednak jedna porażka i nagle u niektórych ludzi jest zwrot o 180 stopni. My gramy po to, by mieć swoje marzenia i ambicje. Przed sezonem naszym celem było utrzymanie, ale jeśli jest taka sytuacja, to czemu nie myśleć o czymś więcej? Wiadomo, że nie jesteśmy faworytem i prawie nikt nie sądzi, że Odra awansuje. To chyba jednak nie przypadek, że przez tyle kolejek jesteśmy w „czubie”.

W sobotę podejmiemy Puszczę Niepołomice, której mecz z GKS-em Katowice został w ten weekend odwołany. To może być nasz atut?
– Myślę, że tak. Mamy już to przetarcie za sobą. Wiemy, czego można się spodziewać, znamy nasze mankamenty. Puszcza pewnie będzie podchodziła do tego meczu z jakąś dozą niewiadomej. W tygodniu może już bardziej dopisze pogoda i będzie można wyjść na naturalne boiska, ale my już tym pierwszym spotkaniem dotarliśmy się. Będziemy mocno zmotywowani i wyjdziemy na mecz z Puszczą, mając w sobie złość po inauguracji.

Słowo jeszcze o tobie. W poprzedniej rundzie długo byłeś schowany głęboko w szafie, a wiosnę zacząłeś w wyjściowym składzie.
– Moja sytuacja chyba się zmieniła. Jesienią zagrałem w ostatnich czterech kolejkach po 90 minut, mamy za sobą okres przygotowawczy i wychodzi na to, że przekonałem trenera na tyle, by dał mi szansę gry w pierwszym w tym roku meczu. Wierzę, że będę dalej dawał pozytywne argumenty ku temu, by mieć miejsce w jedenastce.

foto: Mirosław Szozda