Choć to nasza drużyna za sprawą Jakuba Habusty jako pierwsza wyszła na prowadzenie, ostatecznie mecz z rozpędzonym rywalem z Katowic zasłużenie zakończyła na tarczy.
W 35. minucie do odbitej przed pole karne GKS-u piłki dopadł Rafał Brusiło. Uderzył, dość przypadkowo głową tor jej lotu zmienił jeszcze Vaclav Cverna, zaskakując Mateusza Abramowicza. Czech na listę strzelców nie wpisał się, bo katowiczan uratowała jeszcze poprzeczka, ale formalności dopiął jego rodak Jakub Habusta. Chwilę później drużyna mogła wykonać „kołyskę” dla nowonarodzonej córeczki Łukasza Winiarczyka.
To był najradośniejszy i najbardziej optymistyczny moment niedzielnego meczu z GKS-em Katowice – co prawda w tabeli niżej sklasyfikowanym, ale od dobrych kilku kolejek mocno rozpędzonym. Doświadczyliśmy tego boleśnie i my przy Oleskiej. W 2016 roku „Gieksa” zepsuła święto inauguracji jupiterów w Kluczborku, tym razem padło na nas. Tak, jak powiedział na konferencji prasowej trener Mirosław Smyła – wygrana katowiczan, choć minimalna, była zasłużona.
Trzeba uczciwie też napisać, że zadania niebiesko-czerwonym z pewnością nie ułatwiła kontuzja, jakiej już w 20. minucie doznał Mateusz Czyżycki. Środkowemu pomocnikowi odnowił się uraz naderwania mięśnia dwugłowego. W jego miejsce – jako młodzieżowiec – musiał zostać wprowadzony nominalny skrzydłowy Filip Żagiel, co sprawiło, że w wyjściowym zestawieniu musiało dojść do przetasowań.
Tobiasz Weinzettel, który wskoczył do bramki pierwszy raz od października, zastępując powołanego do „młodzieżówki” Mateusza Kuchtę, od premierowego gwizdka miał pełne ręce roboty. Łącznie, wypisaliśmy sobie aż dziewięć istotnych interwencji, z czego lwia część była po strzałach w światło naszej „świątyni”, a tylko jedna czy dwie – po dośrodkowaniach. W drugiej połowie z kolei Tobiego – i nas wszystkich – dwukrotnie uratowała konstrukcja bramki. Lukas Klemenz, pochodzący z Głogówka stoper, po uderzeniu piłki głową zaliczył poprzeczkę, zaś Wojciech Kędziora po dograniu Mateusza Mączyńskiego strzelił piłką w słupek.
Patrząc na dobrą dyspozycję zarówno piłkarską, jak i motoryczną przeciwników oraz fakt, że nasza defensywa nie dała mu się pokonać klasycznie, po ataku pozycyjnym, tym bardziej żałujemy, że nie dowieźliśmy do ostatniego gwizdka choćby punktu, dwa gole tracąc po stałych fragmentach gry. Przy czym… jednym GKS-u, a jednym – własnym.
Kluczowa była 38. minuta, gdy inny pochodzący z naszego województwa stoper „Gieksy”, prudniczanin Mateusz Kamiński, głową zamknął centrę Adriana Błąda z rzutu rożnego. Goście błyskawicznie tym samym odpowiedzieli na naszego gola, doprowadzając do wyrównania. W 78. minucie z kolei zostaliśmy po stałym fragmencie gry boleśnie skontrowani. Błąd na swojej połowie otrzymał podanie od Bartłomieja Poczobuta, pomknął ile sił w nogach aż pod nasze pole karne, uderzył z „czuba” – zaskakując Weinzettela. Tak naprawdę, okazji na wyrównanie już nie stworzyliśmy.
Na inaugurację zmodernizowanego oświetlenia przyszło nam więc przełknąć gorzką pigułkę. Wciąż czekamy na pierwsze w 2018 roku zwycięstwo Odry w meczu o punkty i z nadzieją na nie ruszymy do Chojnic, gdzie w Wielką Sobotę zmierzymy się z kolejnym rywalem mierzącym w ekstraklasę – Chojniczanką.
Protokół meczowy
23. kolejka Nice 1 Ligi
niedziela, 25 marca, godz. 17:45, stadion przy ul. Oleskiej 51
Odra Opole – GKS Katowice 1:2 (1:1)
1:0 – Habusta, 35 min (głową, bez asysty)
1:1 – Kamiński, 39 min (głową, asysta Błąd)
1:2 – Błąd, 78 min
Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk). Widzów 2800.
Odra Opole: Weinzettel – Brusiło, Bodzioch, Cverna, Winiarczyk – Habusta, Czyżycki (23. Żagiel) – Mikinicz, Niziołek (81. Ledecky), Wodecki (73. Bonecki) – Skrzypczak.
Trener Mirosław SMYŁA.
GKS Katowice: Abramowicz – Mokwa, Kamiński, Klemenz, Mączyński – Poczobut – Błąd (81. Słaby), Prokić, Zejdler (90+2. Kalinkowski), Słomka – Kędziora (86. Goncerz).
Trener Jacek PASZULEWICZ.
Żółte kartki: Cverna, Skrzypczak, Bonecki – Słomka, Mączyński, Prokić.
foto: Mirosław Szozda