Po zwycięstwie z Olimpią Grudziądz ucięliśmy sobie z trenerem Odry Opole kilkunastominutową pogawędkę. O sparingu, ale też zmianach w zespole i transferowej ofensywie kilku innych pierwszoligowców. Miłej lektury!

Jak można podsumować sparing z Olimpią?
– Spotkały się dwa zespoły. Jeden kończy zgrupowanie, drugiemu zostało jeszcze kilka dni, więc wszyscy wzajemnie się szanowali, choć oczywiście było zaangażowanie i walka. Brakowało trochę jakości. Czucie piłki było na niższym poziomie niż powinno. Widać, że na razie, w ramach obozu, kładziemy nacisk na inne akcenty, co jest naturalną koleją rzeczy. W drugiej połowie, gdy przeciwnik był już mocno zmęczony, było nam łatwiej. Pojawiła się swoboda gry, stworzyliśmy kilka sytuacji, mogliśmy pokusić się o kolejne bramki. Tomas Mikinicz i „Pszczółka” mieli wyborne okazje, ale nie wykorzystali ich. Generalnie jednak, jesteśmy zadowoleni. Wszyscy wybiegali swoje kilometry i pokazali, że rozumieją, w jakim kierunku zmierzamy, jeśli chodzi o sposób gry.

Co stało się Markowi Gancarczykowi, który tuż przed przerwą opuścił boisko?
– Maro podkręcił staw skokowy. Ale nie jakoś drastycznie, więc noga będzie przez jakiś czas jedynie obolała. Z tego samego względu nie zagrał Mateusz Czyżycki. Też podkręcił staw skokowy, przy siatkonodze, dlatego nie było sensu ryzykować zdrowia młodego zawodnika. Jutro rozpocznie delikatny trening, a za dwa dni będzie już ćwiczył normalnie. Poza tym, wszyscy są zdrowi.

Zdenerwowały pana dwie żółte kartki dla Tomasa Mikinicza?
– To na tyle inteligentny, obyty zawodnik, że karanie go teraz byłoby bezsensowne. Był bardzo mocno zmotywowany, po prostu popełnił błąd. Przy pierwszej sytuacji złapał rywala niepotrzebnie w pół i go przewrócił. Z jednej strony, dobrze, że tak się zachował, zamiast wykonać wślizg i trafić w przeciwnika. Powtarzamy sobie przy okazji sparingów: „Szanuj nogi. Jak już musisz, to złap i przewróć”. Zasłużył na tę kartkę, ale była kompletnie niepotrzebna, bo wszystko działo się w środku boiska. Drugi faul? Ferwor walki, nie trafił w piłkę, zahaczył rywala. Sprawiedliwa kartka. To dla nas kolejna informacja. W meczu bywają różne momenty. Zespół w dziesiątkę obronił się, grał mądrze, utrzymywał się przy piłce. To też ważna umiejętność, choć oby nie musiała przydać nam się w lidze. Reprymenda dla Tomasa była, bo musiała być, ale nie będziemy go teraz stawiać na szafot. Jest świadomy tego, co zrobił. Porozmawialiśmy już i było widać, że jest mu przykro. Nie ma co go katować. To mądry gość i szybko zrozumiał. A jakieś dodatkowe „podbijanie bębenka” mija się z celem.

Z trenerem Dariuszem Kubickim z Olimpii życzyliście sobie, by w dobrych humorach spotkać się w czerwcu przy okazji ostatniej kolejki Nice 1 Ligi?
– Życzyliśmy sobie powodzenia w lidze. Każdy z nas gra o swoje cele. U trenera Kubickiego widać klasę, to konkretny szkoleniowiec. Gdy rozmawiamy czy to mijając się w budynku, czy w czasie posiłków, jest dużo życzliwości i miłych słów, żeby nam się udało. Zwykle tak między trenerami jest, bo taki już ten zawód, że jedziemy na jednym wózku. Każdemu trzeba dobrze życzyć, bo i wtedy będą dobrze życzyć tobie. Obyśmy osiągnęli cele zaplanowane na drugą rundę.

Pomówmy o personaliach. Bartłomiej Maćczak kolejny raz zagrał w ataku, a nie na skrzydle.
– I pozytywnie to wyglądało. Był bardzo często przy piłce, rzadko ją tracił, zgrywał, mimo że za rywala miał naprawdę wysokiego i silnego środkowego obrońcę. Był dla nas pozytywną postacią. Na kilkanaście końcowych minut zszedł za Tomasa na boczną pomoc, gdy już graliśmy 4-4-1. Gdyby jeszcze zdobył bramkę, to powiedziałbym, że rozegrał bardzo dobre spotkanie. Nie miał stuprocentowej sytuacji, ale walczył. Widać po nim pazerność i to, ż się rozwija. Będziemy mu dawać kolejne szanse. Oby w pewnym momencie coś pękło i przekroczył tę swoją granicę, do której stale zmierza.

Mateusz Marzec został z kolei tej zimy cofnięty ze skrzydła na boczną obronę. Skąd ten pomysł?
– Zasilił nas kolejny boczny pomocnik, z dobrym CV, czyli Mikinicz. Mamy swojego chłopaka, młodego, który może w piłce wiele zdziałać, ma potencjał. Rozszerzmy więc jego możliwości, a kto wie, czy za chwilę nie będzie grał częściej i może wskoczy do jedenastki na stałe. Teraz możemy brać go pod uwagę na cztery pozycje – boki obrony i pomocy. Radzi sobie w defensywie. Porusza się coraz swobodniej. Dziś zagrał 45 minut z pierwszoligowym przeciwnikiem i niczego złego nie zrobił, a wręcz wprowadził w naszych akcjach kilka pozytywnych rozwiązań. Ze swoją prawą nogą jest na tym lewym skrzydle groźny. W obronie nie można mu niczego zarzucić. Przeszkadzał, „wydzióbywał” piłkę przeciwnikom. Nie takie rzeczy się robiło. To naturalne, że zawodnicy zmieniają pozycję.

Jak przebiega zgrupowanie we Władysławowie?
– Od morza powinno wiać, ale nic nie wieje! Dziś temperatura jest minusowa, tak gdzieś 3-4 stopnie pod kreską, wieczorem może dojdzie do pięciu. W treningu jednak to nie przeszkadza. Boisko jest przygotowane, siłownia – elegancka, dla ciężarowców, z podestami. Hala – ładnie wyposażona. Da się pracować. W końcu jesteśmy w centrum przygotowań olimpijskich! Zawsze można wyskoczyć na jakiś spacer. Jest miło. Obyśmy wrócili do Opola zdrowi, a wtedy będę szczęśliwy.

Zaprzątają panu jeszcze głowę transfery? Czy nastawiamy się na pracę z tym, co jest?
– Proszę, nie mówmy: „z tym, co jest”. Podejdźmy do tego bardziej po ludzku. Ta grupa chłopaków sprawdziła się w bojach. Udowodniła, że jest w stanie wychodzić z opresji, radzić sobie w trudnych sytuacjach. Im należy się kolejna szansa. Mamy świadomość, że aby stawać się coraz lepszym zespołem, nie chodzi tylko o trening, taktykę, motorykę, obozy, ale też ruchy transferowe. Pozyskaliśmy dwóch ludzi i były to transfery przemyślane. Wydaje mi się, że z perspektywy czasu okażą się trafione. Uzupełnili nasz skład. Kolejne ruchy? To będzie pochodna spokojnej, wyważonej decyzji. A nie jakiegoś głupiego, hurtowego ruchu. Myślimy o pojedynczych osobach. A raczej – pojedynczej osobie… Nie ma co silić się już na żadne zjazdy, testy. Odra dziś tego nie potrzebuje. Potrzebujemy pracy, spokoju. A jeśli pojawi się okazja pozyskania dobrego piłkarza, który może pomóc nam przesunąć się o kolejny szczebelek wyżej, to pochylimy się nad nią i zastanowimy. W klubie jest dobra wola, by coś takiego zresztą się stało.

Siłą rzeczy śledzi się jednak poczynania innych pierwszoligowców. Ofensywę transferową Stali Mielec, Rakowa, Chojniczanki…
– I jeszcze Zagłębia Sosnowiec… Robi to wrażenie. Wiadomo, że wszystkie zespoły, które wymieniliśmy, ewidentnie nie tyle marzą, co po prostu chcą awansować. To widać gołym okiem. Wyjazdy na zagraniczne obozy, konkretne transfery – czyta się o tym, daje to do myślenia. Trzeba jednak pamiętać, że ostatecznie i tak awansują tylko dwa kluby. Choćby osiem się zbroiło w nie wiadomo jak mocną broń, nie wiadomo jakich mocnych zawodników, nie wiadomo jak świetne by miało pomysły – to sześć z nich musi przegrać.

Nie da się ukryć.
– Często jest tak, że w takim wyścigu ktoś może o czymś albo o kimś zapomnieć. Tym kimś może okazać się „kolarz” startujący z czwartego czy piątego miejsca, z drugiego szeregu. Może tym kolarzem będziemy my? Z pewnością chcemy uczestniczyć w tej grze, podłączyć się do rywalizacji. To się nie zmienia. Dziś skupiamy się na meczu z Miedzią Legnica. A potem na kolejnym, z Puszczą Niepołomice. To nasze motto i filozofia. W klubie podchodzą tak do tego wszyscy, od prezesa, aż po pana Zbyszka. Rywale pewnie nie tyle nas lekceważą, co mają świadomość, że na papierze nie mamy większych szans. Ale to tylko sport, tylko piłka nożna. Tylko i aż. Wszystko jest możliwe.

foto: Mirosław Szozda