Po ostatnim tej zimy – zwycięskim! – sparingu tradycyjnie przepytaliśmy trenera naszej drużyny.
Zadowolony z próby generalnej?
– I tak i nie. Z jednej strony, trzeba powiedzieć, że tak, bo zagraliśmy z zespołem, o którym już można powiedzieć, że przygotowuje się do pierwszej ligi. Nie wierzę, by ktoś mógł zagrozić Jastrzębiu w awansie. Rywale postawili nam bardzo trudne warunki. Oceniam, że to był nasz trzeci najlepszy tej zimy mecz, jeśli chodzi o wartość szkoleniową. Numer jeden to – wiadomo – ekstraklasowe Zagłębie Lubin. Ten drugi to Czesi z Opawy wespół z Olimpią Grudziądz. Z Jastrzębiem rozegraliśmy bardzo dynamiczny, szybki, twardy mecz. Tak było od początku do końca. Poprzeczka została zawieszona na poziomie pierwszoligowym. To było dla nas dobre przetarcie. Cieszy, że w wielu momentach zespół wyglądał lepiej niż tydzień temu. Mankamentów jednak nie brakowało. Zostało nam siedem dni, by zniwelować je na tyle do minimum, ile tylko się da i powalczyć na wyjeździe z Miedzią Legnica.
Na tydzień przed ligą wiele zespołów gra już jednym składem, dokonując tylko sporadycznych roszad. Dlaczego więc w przerwie wymienił pan prawie całą jedenastkę?
– Taki był plan. Mieliśmy grać po 45 minut. To związane z wieloma sprawami, a nie chcę teraz odkrywać celów szkoleniowych. Nic by nam rozegranie całego meczu nie dało. Przez ostatnie dwa tygodnie graliśmy po 90 minut.
Najwięcej, bo 85 minut, zaliczył dziś Filip Żagiel.
– Miał tydzień przerwy w treningach, potem grał bardzo krótko w sparingach, dlatego chcieliśmy go „przetrzeć” przeciw Jastrzębiu, by mieć konkretny obraz jego dyspozycji na tle innych młodzieżowców. Cieszymy się, że nic mu nie dolega, jest już zdrowy. W przodzie mamy Filipa, Bartka Maćczaka i Mateusza Czyżyckiego, z tyłu Olka Kowalskiego.
Pierwszy gol Mateusza Czyżyckiego oczywiście ucieszył?
– Od pierwszej sekundy było widać, że łapie drugi oddech. Był aktywny, w pierwszej połowie cały czas był pod grą, dobrze się ustawiał. Przy zdobytej bramce miał odrobinę farta, bo nie najlepiej zachował się rywal, ale będąc 25 metrów od bramki ładnie strzelił. To nie przypadek. Ma bardzo dobre uderzenie, taki krótki krok, jest siła w jego prostym podbiciu. Martwi mnie z kolei, że kolejny raz swoją sytuację zmarnował nasz drugi nabytek, czyli „Miki” (Tomas Mikinicz – dop. red.). Miał sześć metrów do bramki, podobnie było w poprzednim sparingu… Trochę jestem zły. Jeśli jest niepisana zasada, że gdy nie trafia się w sparingach – trafia się w lidze, to mam nadzieję, że w przypadku Tomasa się sprawdzi. Widać, że piłka go szuka, umie się znaleźć, ale nie potrafi swoich okazji wykorzystać.
W starciu z Jastrzębiem testowany był kolejny napastnik z zagranicy.
– Pojawił się kolejny kandydat do gry w naszym zespole. Po tak krótkim czasie trudno go oczywiście jednoznacznie ocenić, ale nie spełnił naszych oczekiwań. Stawiamy pewne wymagania i zawodnik im nie sprostał.
Marek Gancarczyk i Marcin Wodecki dziś nie zagrali. Wykurują się na Miedź?
– Myślę, że tak. Musimy jedynie poczekać ciut dłużej na Martina Barana. Liczę, że szybko się to wykrystalizuje, bo brakuje nam tych chłopaków i to nie podlega dyskusji.
Jakie plany na ostatni tydzień zimowych przygotowań?
– Sparing z Jastrzębiem rozegraliśmy już w piątek, bo też w piątek inaugurujemy ligę. Mikrocykl rozpoczniemy w poniedziałek od podwójnych zajęć. Potem trenować będziemy raz dziennie, a do Legnicy pojedziemy w dniu meczu. Najpierw zjemy w Opolu obiad, a potem wsiądziemy do autokaru i ruszymy na stadion Miedzi, by powalczyć o punkty.
foto: Mirosław Szozda