Trener Odry Opole był zadowolony po sparingowym zwycięstwie z trzecioligową Ślęzą Wrocław (6:2), choć nieco zdenerwowały go dwa stracone gole.
I jak okiem trenera wypadł ten pierwszy w 2018 roku mecz kontrolny?
– Rozegraliśmy go w niezłych warunkach, mimo mroźnej pogody, bo przecież był to najchłodniejszy dzień w tym tygodniu. Można powiedzieć, że jednostka została przez wszystkich zaliczona pozytywnie, z jednym wyjątkiem. Mateusz Peroński około 83. minuty zszedł z boiska z kontuzją, lekko podkręcił staw skokowy. Mam nadzieję, że okaże się to drobnym urazem i nic wielkiego się nie stanie. Minusem są też dwie stracone bramki, na co nie mieliśmy prawa sobie pozwolić, a jednak sobie pozwoliliśmy. Ta niefrasobliwość z jednej strony złości, ale z drugiej strony – podkreślmy jednak, że założenia taktyczne w tej początkowej fazie okresu przygotowawczego zrealizowaliśmy. Było zaangażowanie, wybieganie, a liczba zdobytych goli świadczy o tym, że dobrze czuliśmy się w ofensywie. Dobrze to wyglądało, zwłaszcza że Ślęza mimo wyniku zaprezentowała się całkiem nieźle. To był wartościowy sparing.
Z trzecioligowcem z Wrocławia graliśmy też w lipcu. Wtedy przy Oleskiej skończyło się 3:0. Czyli – patrząc na wyniki – można powiedzieć, że zespół Odry stale się rozwija?
– Pamiętajmy, że w lipcu zmagaliśmy się nie tylko z przeciwnikiem, ale też niesamowitym obciążeniem psychicznym po porażce 0:5 w Nowym Dworze Mazowieckim. Byliśmy wtedy tydzień przed startem ligi, to był taki emocjonalny mecz. Dziś rozegraliśmy po prostu zwykłą grę kontrolną. Widać z pewnością jedną rzecz: elementy, które trenujemy od pewnego czasu, stają się w naszej grze coraz bardziej widoczne. Wykonujemy je szybciej, płynniej. Szukamy tych dobrych nawyków. Powtórzę jednak, że to był dopiero pierwszy sparing.
Debiut w niebiesko-czerwonych barwach – na razie nieoficjalny, bo nie pierwszoligowy – zanotował Mateusz Czyżycki. I jak?
– Pozytywnie! Wyróżniał się z pewnością wśród młodzieżowców, ale na tle naszych podstawowych zawodników… No, po prostu musi rywalizować. On sam to widzi i zdaje sobie z tego sprawę. Cieszę się, bo Mateusz to pozytywna postać, uśmiech nie schodzi mu z twarzy, ma odpowiednie podejście do treningów. Nie jest takim młodym zawodnikiem, który nie wie, czego chce – albo chce za dużo. Nie. Trenuje, pracuje – normalny chłopak. Szybko powinien wkupić się w łaski szatni.
W pierwszej połowie w ataku zagrał Bartłomiej Maćczak. Nowy pomysł?
– Nie taki całkiem nowy, bo przecież daliśmy mu szansę na jego nominalnej pozycji. W Centralnej Lidze Juniorów grał przecież jako „dziewiątka”, a to w Odrze został „przerobiony” na skrzydłowego. Skoro zrobiliśmy na rynku transferowym kilka podejść pod napastników, ale albo nie byli zainteresowani, albo ktoś inny nas przebijał, to nie możemy siedzieć z założonymi rękami. Niech się rozwija Maćczak. Przyjmijmy, że jest na teraz wśród napastników „trójką”, a my szukamy – nazwijmy to – „dwójko-jedynki”. Nie będziemy jednak szaleć. Jeśli ktoś się znajdzie, coś ciekawego się trafi, to zobaczymy.
Prezes Karol Wójcik podkreślał, że sprowadzenie konkurenta dla Szymona Skrzypczaka to priorytet.
– Bo jeśli znowu – nie daj Bóg! – coś przydarzyłoby się „Skrzypie”, to mógłby pojawić się problem. Skoro okno transferowe jest otwarte, to trzeba się rozglądać. Nikt nie ma jednak wielkiego ciśnienia, że ma się ta sprawa rozwiązać tu, teraz, już. Napastnik? Jeśli go wyszukamy, to będziemy myśleć. Na większości pozycji nie ma nawet co analizować sytuacji. Mamy wyrównaną kadrę i nie ma sensu jej „rozgrzebywać”. Myślmy też o ekonomii. Klub nie dokona nagle pięciu transferów. Nie jesteśmy przecież żadnymi mistrzami świata.
Daisuke Matsui?
– Ma w Japonii swoje sprawy do załatwienia, operację syna, chce być blisko rodziny. Nie trenuje z nami, na dziś nie ma go w Polsce.
Testowany dziś zawodnik strzelił dwa gole i wywalczył rzut karny. Co dalej?
– Słowak pojedzie z nami w środę do Lubina. Pokazał jakość, to ciekawa postać, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Zobaczymy, czy sprzeda też swoje umiejętności na tle rywala z ekstraklasy.
W środę z Zagłębiem również zagramy na dwa składy?
– Na pewno tak. Każdy chce wygrywać, ale wynik i prestiż jest na drugim miejscu i nie może być ponad to, co chcemy zimą osiągnąć i wypracować. Liczą się wybiegane minuty, włożony wysiłek. Zresztą, grupę mamy na tyle wyrównaną, że dzielić ją minutowo nie 45 na 45, a 60 na 30, nie miałoby teraz żadnego sensu. Idziemy swoim torem.
foto: Mirosław Szozda