– Niedawno minęło półtora roku od mojego ostatniego występu w kadrze. Zastanawiałem się nieraz, czy to przypadkiem nie było moje ostatnie zgrupowanie, dlatego teraz bardzo się cieszę – mówi bramkarz Odry Opole, który we wtorek został powołany do młodzieżowej reprezentacji Polski na mecz z Litwą w eliminacjach mistrzostw Europy.
Gratulacje! Trochę sms-ów pewnie przyszło?
– Akurat we wtorek mieliśmy trening popołudniowy. W jego trakcie pokazała się informacja o powołaniach. Gdy wszedłem potem do szatni i sprawdziłem telefon, to… No, trochę był gorący. To wszystko cieszy. Dostałem kopa motywacyjnego. W marcu minęło 1,5 roku od mojego ostatniego powołania – do Turnieju Czterech Narodów na mecz z Włochami.
Jakie były okoliczności tego twojego ostatniego meczu w kadrze?
– U-20, Turniej Czterech Narodów. Kadra trenera Stępińskiego, który potem odszedł do reprezentacji kobiet i dlatego przejął ją trener Stolarczyk. Graliśmy ostatni mecz z Włochami i kilka dni po tym meczu wylądowałem na stole operacyjnym. To nie był dla mnie łatwy czas. Najpierw kontuzja, później brak gry w Górniku Zabrze, trudne początki w Odrze… W głowie pojawiała się taka myśl, czy to przypadkiem nie było moje ostatnie zgrupowanie. Dlatego naprawdę mega się cieszę, to dla mnie zastrzyk energii, że moja gra i dobre występy zostały dostrzeżone. Wracam do dresu z orzełkiem na piersi, choć akurat do trenera Michniewicza jadę po raz pierwszy.
Znanych twarzy pewnie pod dostatkiem?
– W szatni Maciek Styrczula pytał mnie, czy znam tam kogoś. Nie znając jeszcze listy powołanych, na szybko odparłem, że osobiście nie widziałem się chyba tylko z Robertem Gumnym. Reszta? Byliśmy ze sobą w kadrze długo, dlatego fajnie, że po dłuższym okresie będzie okazja się spotkać i potrenować. Nie ukrywam, że bardzo się za tym stęskniłem. Nie ma nic lepszego niż powołanie. Po to się pracuje, by zostać dostrzeżonym przez selekcjonera kadry.
To powołanie jest dla ciebie zaskoczeniem?
– Nie ukrywam, że kiedyś byłem osobą, która strasznie wszystkim żyła. Gdzie będę grał w czerwcu? Jaka jest sytuacja w klubie? Jaka będzie moja? Wiele rzeczy mnie odciągało od koncentracji czysto piłkarskiej, skupienia się na boisku. Niby zawsze byłem skupiony, ale lubiłem też myśleć o innych kwestiach. Od pewnego czasu – ponad roku – zmieniłem to. Interesuje mnie tylko boisko. Wiem, że jeśli będę się wywiązywał ze swojej pracy, to efekty przyjdą. Tak było teraz. Kiedyś analizowałbym, czy jest nadzieja na powołanie. Kto z bramkarzy gra w swoim klubie, a kto nie. Teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że w ostatnich miesiącach ani razu nie pomyślałem o tym, czy mam szansę wyjazdu na młodzieżówkę. Skupiałem się na tym, by wyglądać jak najlepiej w Odrze. Cieszy, że moja praca została zastrzeżona, choć mam świadomość… (chwila ciszy).
– Że nie będziesz pierwszym wyborem?
– Hierarchia jest w tej chwili ustawiona i mam tego świadomość. Jadę po to, by powalczyć, piąć się w tej hierarchii, pokazać się z jak najlepszej strony, dawać argumenty do kolejnych powołań. By trener Michniewicz i trener Muchiński, z którym dopiero się poznam, wyrobili sobie o mnie jak najlepsze zdanie.
Prócz ciebie, zostali też powołani Kamil Grabara z Liverpoolu i Tomasz Loska z Górnika.
– Z Kamilem znam się, a z „Gienkiem” to już w ogóle. Lubimy się, nawet teraz spotykamy się czasem, by posiedzieć, pogadać. Gdyby 2-3 lata temu ktoś zapytał mnie, czy wyląduję z „Gienkiem” na jednej kadrze, to powiedziałbym, żeby się popukał głowę. Teraz jednak nadarzyła się taka okazja. Bardzo fajna sprawa.
Dlaczego popukał w głowę?
– Po prostu z jednego klubu – a wtedy graliśmy w Górniku – raczej ciężko o to, by powołano dwóch bramkarzy, skoro grać może tylko jeden. To ciężkie do zrealizowania. Życie jednak poukładało się tak, że jesteśmy w dwóch różnych miejscach. Tomek teraz gra w ekstraklasie, bardzo się z tego cieszę. Już zdążyliśmy wymienić kilka słów i pośmiać się. To chyba właśnie na spotkanie i wspólne treningi z nim się najbardziej cieszę. W naszym roczniku 1996 zawsze panowała fajna atmosfera. Wychodzić na zajęcia z tymi zawodnikami to sama przyjemność.
Liczysz, ile rozegrałeś w kadrze meczów?
– Nie, ale pewnie sporo, bo grałem od U-15. Gdy graliśmy dwumecze, to bramkarze zaliczali po jednym występie. Mam za sobą turnieje eliminacyjne, więc sądzę, że ponad 60 spotkań się uzbierało. Dokładnie jednak nie jestem w stanie tego zliczyć.
Jesienią śledziłeś sytuację młodzieżówki w eliminacjach mistrzostw Europy?
– Jak cała Polska. Na pewno bardzo ważne było zwycięstwo w Gdyni z Danią. To był taki mecz ostatniej szansy, oglądało się go z perspektywy kibica z przyjemnością. Tym fajniej, że teraz będę mógł być częścią tej drużyny na mecz z Litwą. Trzeba pokazać się z dobrej strony, by zapracować na udział w kolejnym zgrupowaniu, w maju, no i dawać trenerowi Michniewiczowi argumenty do kolejnych powołań postawą w klubie.
Po inaugurującym wiosnę meczu, przegranym 1:3 w Legnicy, kajałeś się na Twitterze, że nie pomogłeś drużynie.
– Był kac moralny. Analizę zawsze zaczynam od siebie i do siebie miałem najwięcej pretensji. Szczególnie chodziło o drugą bramkę, strzał Piątkowskiego. Mecz był specyficzny. Dostałem dwa szybkie gole, bez żadnej interwencji. Ani jakiegoś łatwego do obrony uderzenia, ani dośrodkowań… Po prostu stałem i puściłem dwie bramki. Nie wyszedł ten mecz, nie ma co ukrywać. Nie usprawiedliwiam się. Ten dzień był moim słabszym. Zawsze staram się wyciągać wnioski i w kolejnym spotkaniu już nie myśleć o tym. Tym ważniejsze było to starcie z Puszczą. Wiedziałem, że muszę zmazać plamę. Cieszę się, że zagraliśmy na zero z tyłu. To podbuduje naszą defensywę. W sparingach kilka bramek potraciliśmy, na Miedzi wpadły trzy, dlatego to zero z tyłu naprawdę jest istotne. A z przodu gole przyjdą, jestem tego pewny. Jeśli utrzymamy dobrą grę w tyłach, to wkrótce zaczniemy zdobywać po trzy punkty.
Przed Odrą ważny mecz z Rakowem.
– Bardzo, ale… To kolejny mecz. Nie traktujemy go jako ten, który przesądzi o awansie czy jego braku. Wychodzimy z założenia, że interesuje nas tylko to, co najbliżej i nie patrzymy w przyszłość, nie analizujemy dogłębnie tabeli, tylko chcemy punktować. Podchodzimy do Rakowa tak jak do Miedzi czy Puszczy. Na koniec sezonu okaże się, co nam dadzą zdobyte punkty i w jakim miejscu się znajdziemy.
foto: Mirosław Szozda