Dlaczego jako 14-latek szukał klubu niczym zawodowy ligowiec? Dlaczego nie trafił do Legii? Czemu nosi w sobie delikatną zadrę do Mielca, gdzie mieszkał w internacie? Kto będzie jego „opolskim tatą”? Poznajcie naszego nowego środkowego pomocnika!
Podobno tej zimy ustawiła się po ciebie kolejka chętnych. Był ból głowy przy wyborze?
– Z pewnością wiedziałem o kilku klubach, które są mną bardzo zainteresowane. Odra była jednak bardzo konsekwentna. Widziałem, że naprawdę mnie chce. Nie działała na takiej zasadzie, że weźmie mnie, jeśli ktoś odejdzie, a wtedy ja będę mógł wskoczyć na wolne miejsce. Nie. Od razu w Opolu byli na mnie zdecydowani.
Wśród tych kilku klubów byli też przedstawiciele ekstraklasy?
– Słyszałem o dwóch. Myślę jednak, że na moim poziomie pierwsza liga okaże się dobrym kierunkiem do dalszego rozwoju.
Serio? W głowie nie zaszumiało na hasło „ekstraklasa”?
– Sądzę, że gdyby niejeden chłopak na moim miejscu dowiedział się o ekstraklasie, to zamknąłby oczy i poszedł tam w ciemno. Patrzę jednak na to wszystko przyszłościowo. Pierwsza liga to właściwy wybór.
Czułeś już, że potrzebujesz kroku do przodu? Że w drugiej lidze powoli robi się za ciasno?
– Nie uważam się za jakieś wielkie odkrycie. Jestem zdania, że w drugiej lidze nie każdy mój mecz był wyjątkowy. Jeżeli jednak zauważyli mnie działacze klubów z wyższych lig, to pewnie jakoś się wyróżniałem i faktycznie jest czas na to, by postawić kolejny krok.
Nie uważasz się za odkrycie, ale Polski Związek Piłkarzy do takiego miana po drugoligowym roku 2017 cię nominował.
– Na pewno byłaby to fajna nagroda. No i kop motywacyjny do dalszej pracy. Cieszy, że ktoś tak na mnie patrzy i już sama nominacja w plebiscycie jest wyróżnieniem.
Włodzimierz Gąsior, trener Siarki, mówi, że przez 1,5 roku pobytu w Tarnobrzegu dokonałeś wielkiego postępu.
– I najlepiej, by oceniali to właśnie inni. Ja jakoś tego nie czuję, choć kilka osób mówi, że zanotowałem duży progres. Przede wszystkim, nabrałem doświadczenia, ogrania w dorosłej piłce. Przecież trenować w seniorach zacząłem tak naprawdę właśnie w Siarce.
Jak duże to szczęście, trafić do klubu, który zaczyna słynąć ze stawiania na młodzież, przoduje w Pro Junior System?
– Wcześniej grałem w juniorach Stali Mielec. Wiedziałem, że trener Gąsior przyjeżdżał na mecze, oglądał nas. Najwyraźniej mu się spodobałem. Otrzymałem szansę testów i – jak widać – wypaliło. Przebiłem się do pierwszego składu i tak już zostało. W każdym meczu było nas co najmniej pięciu młodzieżowców. To się rzadko zdarza. Pamiętam, że raz zagraliśmy nawet ośmioma! To może robić wrażenie. A między takimi młodymi chłopakami, wiadomo, musi rodzić się jakaś więź. Dogadujemy się chyba wtedy na boisku lepiej, choć nawet starsi zawodnicy Siarki wspierali nas. Nie było tak, że gdy coś któremuś z nas nie wyszło, to od razu był krzyk i pretensje. Przeciwnie – motywowali nas, co dodawało nam powera.
Wielu z młodzieżowców Siarki pójdzie w świat?
– Prócz mnie, teraz już poszło dwóch, a w tamtym roku – bodaj siedmiu. Widać, że Siarka jest klubem, który promuje młodzież, ale też i starszych, bardziej doświadczonych, bo kilku z nich również trafiło do wyższych lig. Obecnie w zespole też nie brakuje chłopaków, którzy daliby radę w pierwszej lidze. Najwyraźniej jednak, jeszcze nie czas na nich.
Żal żegnać się z Tarnobrzegiem?
– Nie ma co ukrywać. Wspomnienia związane z klubem zostaną wspaniałe. Atmosfera była naprawdę niesamowita. Czuliśmy się jak w rodzinie, spędzaliśmy ze sobą każdy dzień, nie tylko na boisku, podczas treningu, ale i w czasie wolnym. Były między nami więzi.
Cofnijmy się teraz trochę. Pochodzisz z Brzeska, ale już w wieku 14 lat, w 2014 roku, trafiłeś do Stali Mielec. Opowiadaj.
– Byłem wtedy na testach w Górniku Zabrze, Śląsku Wrocław i Legii Warszawa. W Zabrzu i Wrocławiu mnie chcieli. W Legii usłyszałem, że jeszcze nie czas na mnie. Wtedy okazało się, że mam ofertę z Czech. Konkretnie – MFK Karvina. Pojechaliśmy tam we dwójkę, razem z kolegą. Okazało się jednak na miejscu, że w zespole może być tylko pięciu obcokrajowców. Stwierdziliśmy więc, że nie ma to za bardzo sensu, bo skoro przyjdzie na nasze miejsce ktoś lepszy, to zostaniemy bez klubu, na lodzie. Wtedy zadzwoniłem do znajomego, który już rok grał w juniorach Stali Mielec. Zapytałem o warunki. Na testach stawiliśmy się w trójkę. Zostałem ja, koledzy z Brzeska wrócili niestety do swoich byłych klubów.
Czekaj, czekaj. Mówisz o tych poszukiwaniach klubu tak, jakbyś miał wtedy 24 lata, a nie 14.
– No bo ja to na piłkę nożną byłem nakręcony od małego! Chciałem zrobić absolutnie wszystko, by grać wyżej. Wtedy myślałem, że to dobry moment na wyjazd z Brzeska. Rodzice mnie w tym wspierali. Postanowiłem opuścić dom i nie żałuję tej decyzji. Gdyby stało się to później, to mogłoby już być… za późno.
Mielec to Podkarpacie, a ty mieszkałeś w Małopolsce. Czemu więc nie Wisła albo Cracovia?
– Z Wisły akurat miałem propozycję, ale stwierdziliśmy, że nie skorzystamy. Mimo że byłem bardzo młody, to wydaje mi się, że myślałem trzeźwo. Uznałem, że w klubie z niższej ligi będzie większa szansa się ograć i potem zrobić krok do przodu, wskoczyć do seniorów.
Tyle tych propozycji, testów, że chyba w jakiejś kadrze wojewódzkiej grałeś?
– Byłem powoływany, gdy występowałem w juniorach Okocimskiego. Z kadrą nie była to jednak jakaś przyjemna przygoda. Nie czułem się tam pewnie, nie odnajdywałem się. Mało grałem. Tam rządziły dwa kluby, właśnie Wisła i Cracovia.
Kompleksy?
– Na pewno byli tacy, którzy je czuli. Ja jednak jestem z tych, podchodzących do rzeczywistości z pokorą. Moją ambicją było grać wyżej. Wiedziałem, na co mnie stać; i że wreszcie trafię tam, gdzie mnie chcą.
Wspominałeś jeszcze o testach w Legii. Jak to było?
– Zeżarł mnie stres. To chyba był główny powód, że tak do końca im wtedy nie podszedłem. Wcześniej na jakichś turniejach, gdzie widocznie musieli mnie obserwować, grałem z większym luzem i dlatego wpadłem im w oko. Byłem 14-latkiem, a znalezienie się w Legii to marzenie niejednego zawodnika.
Wyszła z tego nie Warszawa, a Mielec. I tak jednak kawałek od domu.
– Chodziłem do szkoły sportowej i mieszkałem w internacie. Początki były trudne, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nabrałem doświadczenia, szybko wydoroślałem.
Był klimat internatu?
– (śmiech). Wydaje mi się, że raczej nie. Nie trafiłem na takich kolegów, którzy zachłysnęli się wolnością i robili głupoty. Raczej staraliśmy się w miarę możliwości wspierać we wzajemnym rozwoju. Jeden z nich, Konrad Misztal, zadebiutował już w pierwszej drużynie Stali. Teraz ma iść na wypożyczenie gdzieś do drugiej ligi.
No właśnie – ty w Stali tylko zadebiutowałeś. Ostatnia kolejka sezonu 2015/16, potem odszedłeś do Siarki. Żal, niedosyt?
– Może nie mam żalu o to, że nie grałem w meczach. Lekki jednak jest z uwagi na to, że nawet nie mogłem trenować z seniorami. Myślę, że wtedy już na to zasługiwałem. Trochę szkoda, że nie dostałem szansy. Być może moja przygoda potoczyłaby się inaczej.
Tłumaczyli to jakoś, że nie ma cię w pierwszej drużynie?
– Starał się to tłumaczyć tylko trener Serafiński, który prowadził mnie w juniorach. Wspierał, motywował, wierzył we mnie. Dzięki niemu tak naprawdę zadebiutowałem w drugiej lidze.
Stal awansowała do pierwszej ligi, ty wylądowałeś w Tarnobrzegu.
– W Mielcu patrzyli na mnie tak – jak ja to mówię – na dwa razy. „Zostaniesz – to zostaniesz, nie – to nie”. Zagrałem rundę w drugiej lidze, wypadłem w miarę dobrze… I potem ze Stali zaczęli dzwonić, namawiać na powrót. To samo było po sezonie 2016/17. Czułem jednak jakiś żal, że nie mogłem wtedy trenować z seniorami.
Teraz z Mielca też zadzwonili?
– Teraz też. Zdecydowałem się na Odrę. Myślę, że to lepszy kierunek.
A ze Stalą – kto wie, oby! – będziemy wiosną walczyć o awans.
– Być może. Ciasno jest w tej tabeli. Mam nadzieję, że pomogę Odrze. Na początku chcę wywalczyć miejsce w składzie. A potem przyczynić się do awansu, bo tylko to się liczy.
Masz jakichś piłkarskich idoli?
– W Polsce – na pewno nie. Patrząc na zagraniczną piłkę, od dawna inspirowała mnie trójka z Barcelony: Messi, Xavi, Iniesta. Messi – wiadomo. Xavi i Iniesta grają z kolei na mojej pozycji. Prostopadłe piłki, które czasami posyłają, są aż niemożliwe. Niesamowicie się na to patrzy.
Rzut oka na statystyki – jesienią łapałeś nieporównywalnie mniej żółtych kartek niż podczas pierwszego sezonu w Siarce.
– Trener zwracał mi uwagę, żebym używał głowy! (śmiech). Prawda, prawda. Uświadomiłem to sobie, że za dużo tych kartek miałem. Grałem tak bardziej juniorsko, potem przestawiłem się na grę seniorską. Poprawiłem się w defensywie, nie szedłem już na raz, zebrałem trochę doświadczenia. I od razu widać to po liczbach.
Na ile teraz „napalasz” się na grę w pierwszym składzie, a na ile masz w sobie cierpliwość?
– Przychodzę do Opola ze swoimi marzeniami. Powtórzę, że na początku chciałbym wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Wiem jednak, że trafiam do drużyny naprawdę zgranej. Widzę, czego dokonała w ostatnich latach, grając wciąż w zbliżonym zestawieniu. Będzie ciężko, ale mam nadzieję, że jeżeli trochę potrenuję z kolegami, dobrze mnie przyjmą, to będzie mi coraz łatwiej o ten podstawowy skład walczyć.
Spodziewasz się dużej przepaści między drugą a pierwszą ligą?
– Jakaś musi być, ale nie jest chyba znowu aż taka kolosalna. Nawet trener powiedział mi w środę, gdy pierwszy raz się widzieliśmy, że sam powinienem zobaczyć, że dużej różnicy nie ma. Wiara w siebie to podstawa.
W Odrze zastałeś jakieś znane twarze?
– Kilku chłopaków kojarzę z boiska. W końcu graliśmy na siebie trzy razy. Tak osobiście jednak, to nie znałem żadnego z nich.
Nie zapominamy, że pierwszego gola dla Siarki strzeliłeś w Opolu, gdy wygraliście w ramach Pucharu Polski 3:0!
– Pamiętam, pamiętam. Mój debiut w Siarce, bramka i asysta! Prezes Odry śmiał się, że dużo krzywdy wyrządziłem, ale – jak widać – wyszedłem na tym dobrze.
Tyle że do domu w Brzesku teraz będziesz miał jeszcze dalej.
– Liczy się tylko piłka. Nieważne, czy wyjechałbym na drugi koniec Polski, czy gdzieś blisko. Chcę się rozwijać i wejść na wyższy poziom.
Wiesz już, jak będziesz w Opolu mieszkał?
– Tymczasowo – sam, ale chodzą pogłoski, że zamieszkam z kapitanem, „Wepką”. Do końca jeszcze nie wiadomo. Tomka poznałem jako pierwszego. Gdy byłem w biurze u prezesa, akurat przyszedł, porozmawialiśmy. Oby okazał się w Odrze takim moim drugim tatą i poprowadził mnie na dobrą drogę.
Słowo o sobie w wolnym czasie? Jedni wędka, drudzy PlayStation, a ty?
– Lubię sobie pospacerować, ale lubię też pograć ze znajomymi na konsoli. I… chyba ta druga opcja jest dla mnie bardziej relaksująca. Bardzo lubię też chodzić na basen.
Szkoła?
– Maturę zdawałem rok temu. Przyznam się, że nie chodziłem za często na lekcje, bo kolidowały z treningami, ale udało się zdać i z tego się cieszę. Zwłaszcza że mało kto z nauczycieli we mnie wierzył! W Tarnobrzegu chciałem skupić się na piłce, na rozwoju, dlatego raczej nie szukałem potem szkoły, ale sądzę, że w Opolu pomyślę nad jakimiś studiami.
To tak na koniec, dwa zdania od siebie do kibiców?
– No to co? Chciałbym na pewno pokazać się z dobrej strony, a przede wszystkim zachęcić, by przychodzili na mecze i nas wspierali, pomogli w walce o nasz cel. Kilka miłych słów już usłyszałem, trafiając tu. Ale tak szczerze? Wolałbym usłyszeć je po sezonie, który dobrze byłoby zakończyć awansem do ekstraklasy.
Mateusz CZYŻYCKI
urodzony: 8 lutego 1998 r.
kluby: Okocimski Brzesko (2009-2013), BTS Brzesko (2013-14), Stal Mielec (2014-16), Siarka Tarnobrzeg (2016-17), Odra Opole (2018 – ?)
w II lidze: 47 meczów/1 gol
w I lidze: 1/0
foto: archiwum własne