Gdy nasza drużyna w 82. minucie za sprawą Marcina Wodeckiego objęła prowadzenie, wydawało się, że wywieziemy z Bukowej pełną pulę. Dwa punkty straciliśmy w doliczonym czasie gry.

Tak, trzeba mieć w sobie pokorę. Tak, trzeba było wiedzieć, że jedziemy na teren klubu z zamożnego miasta, który rokrocznie jest wymieniany w gronie faworytów pierwszoligowych rozgrywek. Tak, pamiętaliśmy, że udajemy się na mecz z zespołem, który w dwóch poprzednich kolejkach wrócił na właściwe tory, pokonując najpierw Raków, a potem Chojniczankę. Tak, nie zapominaliśmy, że to Odra jest beniaminkiem, wróciła na zaplecze ekstraklasy po blisko dekadzie. I nie zapominaliśmy, że nie dalej jak półtora miesiąca temu po pucharowym łomocie w Nowym Dworze Mazowieckim była konsternacja.

A jednak, mimo tego wszystkiego, nie mogliśmy w niedzielne wczesne popołudnie w Katowicach – patrząc na to, co dzieje się na boisku – oprzeć się wrażeniu, że remis będzie raczej stratą dwóch punktów, aniżeli zdobyciem jednego. Odra grała uważnie, czekała na swoje szanse, sama nie dopuszczając GKS-u pod własną bramkę. To drugi w tym tygodniu mecz – po środowym z Rakowem – w którym przeciwnik nie miał w ofensywie za wiele do powiedzenia.

Gdy w 82. minucie niebiesko-czerwoni objęli prowadzenie, wydawało się, że już nic nie odbierze nam pełnej puli. Zaczęło się niepozornie, bo od wznowienia gry przez Tobiasza Weinzettela. Po tym wykopie „obciął” się przy próbie wyekspediowania piłki stoper katowiczan Tomasz Midzierski. Zagrożenia nie oddalił też bramkarz Mateusz Abramowicz ani inny znany na Opolszczyźnie zawodnik, Lukas Klemenz, a Marcin Wodecki zza pola karnego z zimną krwią trafił do pustej bramki.

Opolanie na to trafienie zasłużyli. Dwie okazje mieli przed przerwą – sprytny strzał Filipa Żagiela wylądował na górnej siatce, a Mateusz Bodzioch po rzucie rożnym Łukasza Winiarzyka główkował nad bramką – a trzy między 52. a 60. minutą. Najpierw po dograniu Żagla skiksował naciskany przez Łukasza Zejdlera, Wodecki. Potem nieczysto zza „szesnastki” uderzył Winiarczyk, ale yszło z tego świetne dogranie. Marek Gancarczyk miał sporo miejsca na 11 metrze, lecz strzelił bardzo niecelnie. Chwilę później Gancarczyk mógł dogrywać Żaglowi, ale ostatecznie piłka wylądowała u Abramowicza.

W polu karnym Odry najgroźniej kotłować zaczęło się z kolei dopiero przy stanie 0:1. Najpierw „główka” Wojciecha Kędziory poszybowała nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry tyle szczęścia opolanie już nie mieli. Wręcz można było mówić o sporym pechu. Dawid Plizga zacentrował z kornera, powstało wielkie zamieszanie, piłka trafiła w rękę Midzierskiego, wróciła mu jeszcze pod nogi. Obrońca GKS-u ostatecznie skierował ją do bramki. Nasi zawodnicy protestowali, Weinzettel „„zarobił” żółtą kartkę, ale decyzja sędziego była nieodwracalna. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy słuszna, ale też zdecydowanie powstrzymalibyśmy się od wylewania na arbitrów kubła pomyj.

Wracamy na Oleską ze sporym niedosytem, ale jednocześnie pamiętając, że po 6. kolejkach plasujemy się w szerokiej czołówce tabeli Nice 1 Ligi, z ledwie jedną porażką na koncie. Za sześć dni, w sobotę, podejmiemy na naszym stadionie Chojniczankę.

Protokół meczowy
6. kolejka Nice 1 Ligi
niedziela, 27 sierpnia, godz. 14:45, stadion miejski w Katowicach, ul. Bukowa 1

GKS Katowice – Odra Opole 1:1 (0:0)
0:1 – Wodecki, 82 min
1:1 – Midzierski, 90+1 min

Sędziował
Łukasz Szczech (Warszawa). Widzów 3330.

GKS Katowice: Abramowicz – Frańczak, Klemenz, Midzierski, Mączyński – Zejdler (80. Szulek), Kalinkowski – Paweł Mandrysz (61. Skrzecz), Goncerz (56. Plizga), Prokić – Kędziora.
Trener Piotr MANDRYSZ.

Odra Opole: Weinzettel – Brusiło, Baran, Bodzioch, Winiarczyk – Wepa (86. Nowak), Habusta – Wodecki, Niziołek, Żagiel (76. Marzec) – Gancarczyk (74. Maćczak).
Trener Mirosław SMYŁA.

Żółte kartki: Habusta, Weinzettel.