Środkowy pomocnik naszej drużyny barwnie wspomina okres gry w GKS-ie Katowice, ale mówi też o swojej roli w Odrze i marzeniu, którego spełnienie byłoby nagrodą.

Rozegrał tam ponad pół setki pierwszoligowych meczów. Poczuł dumę, mogąc występować w drużynie, której kibicował od małego, ale i biedę, wynikającą z trudnej sytuacji klubu. Do dziś na Facebooku ma zdjęcie profilowe z tamtych czasów. Tam spotkał późniejszego (i aktualnego) selekcjonera Adama Nawałkę, który ściągnął go potem do ekstraklasowego Górnika Zabrze. Nie ma co ukrywać, że dla pomocnika Odry Opole niedzielny mecz nie jest jednym z wielu.

– „Gieksa” jest dla mnie ważna. Grałem tam, kibicuję jej. Jako młody chłopak wszedłem do „większej” piłki grając dla klubu, któremu życzyłem dobrze od małego. Fajny okres, poznanych wielu pozytywnych ludzi. Do dziś zostało mi sporo przyjaźni z tamtego okresu – mówi Gabriel Nowak, czym zaskakuje o tyle, że pochodzi nie z Katowic, a Rybnika, gdzie trzyma się kciuki przede wszystkim za Górnika, a nie GKS.

Nie wiem nawet, skąd to się u mnie wzięło. Jako młody chłopak śledziłem ligę i trudno stwierdzić, co tak na mnie zadziałało. Czy sama nazwa, czy barwy, kolory… Nie chodziło nawet o jakiegoś boiskowego idola, choć wiadomo, że takie nazwiska jak Wojciechowski czy Ledwoń zostają w głowie. Po prostu, kibicowałem GKS-owi i tak zostało. To był okres, w którym Rybnik był podzielony na Górnika, GKS i Odrę Wodzisław. Teraz został praktycznie sam Górnik – opowiada Nowak, który w GKS-ie występował w latach 2008-2010.

Trafił tam z czwartoligowego Energetyka ROW-u Rybnik. – Trener Piotr Piekarczyk odszedł z ROW-u do GKS-u i bardzo był za tym, żeby ściągnąć mnie do Katowic. Wyszło tak, że… w międzyczasie podał się do dymisji, został dyrektorem sportowym. Przyjechałem wtedy na testy i tak już zostałem – wspomina pomocnik Odry, który mimo niedługiego okresu „przeżył” w „Gieksie” wielu trenerów.

– Kiedyś to liczyłem. Siedmiu czy ośmiu… Nie chcę bawić się w tworzenie rankingów, bo od każdego coś dobrego się wyciągnęło. Wiadomo, że wszyscy pytają po latach o trenera Nawałkę. Był wymagający, treningi były ciężkie, bardzo długie. To wszyscy wiedzą. Ale rozwijające. Każdy z tych zawodników, który wtedy był w GKS-ie, to docenia. Kiedyś powiedziałem, że gra najbardziej cieszyła mnie u trenera Wojciecha Stawowego. Myślę, że to prawda. Nabrałem wtedy bardzo dużej pewności siebie. Trener Stawowy preferował grę piłką, po ziemi. To wiązało się z tym, że zwycięstwa 5:3 czy 4:2 przeplataliśmy skromnymi porażkami w meczach, w których prowadziliśmy grę. Każdy ma swój styl, my musieliśmy się dostosować. Mnie się podobało, bo lubię grać piłką do przodu, a nie „pałować”. Było OK i gdy poszedłem potem do ekstraklasowego Górnika, nie miałem żadnych oporów, czułem się bardzo pewnie – dzieli się wspomnieniami Gabriel Nowak.

W Katowicach wtedy zmagano się nieraz z szarą rzeczywistością. – Teraz często śmieję się w szatni, że w wieku 30 lat chyba po raz pierwszy trafiłem do klubu, gdzie wszystko jest płacone na bieżąco. Nie ma dnia spóźnienia. Gdy człowiek przejdzie przez taką biedę, to potem bardzo docenia to, że pensje i premie otrzymuje regularnie. W „Gieksie” było biednie. Nieraz brakowało na benzynę, żeby dojechać na trening. I pożyczało się od mamy… Kibic chciałby, aby zawodnicy dobrze grali, nawet nie dostając pieniędzy. Tak też nie może być. Wielu zawodników ma przecież rodziny na utrzymaniu. Gdyby kibic przez pół roku nie dostał wypłaty, to też by się nie cieszył. Gdy jednak w „Gieksie” było biednie, a robiliśmy dobre wyniki, to tym bardziej kibice nas wspierali. Mieliśmy z trybun „szacun” za to, co robimy. W tej chwili GKS nie ma już żadnych zaległości wobec mnie, choć wiadomo, że coś tam przepadło. Nie jest to jednak w tym momencie ważne – mówi „Gabi”.

Nieraz panuje wśród kibiców stereotyp, że w niektórych klubach zawodnikom jest aż za dobrze. W Katowicach ta kwestia w ostatnich latach też pewnie przemykała przez niejedną długą dyskusję fanatyków.
Myślę, że coś takiego nie istnieje. Cieplarniane warunki? Spójrzmy na fakt, że zawodnicy na pewno mają wyznaczone fajne premie za awans do ekstraklasy. To musi motywować. Są do zdobycia większe pieniądze, nie ma rozluźnienia. Każdy walczy o swoje, a w ekstraklasie kasa jest jeszcze większa. Nie ma takiego podejścia, że skoro klub jest poukładany, to już nie muszę się starać – przekonuje nas 31-letni pomocnik.

W Odrze może czuć namiastkę tamtej dobrej atmosfery z „Gieksy”, skoro w szatni nie brakuje zawodników ze Śląska. – Dojeżdżamy na treningi w pięć osób, ale szatnia Odry generalnie jest bardzo fajna. Z chłopakami z Opola, Wrocławia, trzymamy się wszyscy razem i dobrze dogadujemy. Atmosfera jest fantastyczna – przyznaje Nowak, mający na koncie 11 występów w ekstraklasie.

Czy powrót do niej to cel, czy raczej marzenie?
To byłoby takie spełnienie marzeń. Gdybym po tych wszystkich kontuzjach i powrocie na boisko zagrał choćby jeden mecz w ekstraklasie, stanowiłoby to nagrodę za trud, który przeszedłem. Jest tego blisko, a zarazem daleko. Pierwsza liga nie jest łatwa – przyznaje nasz środkowy pomocnik, który w przerwie zimowej na portalu Weszło! opowiedział o przebytych urazach, śmiejąc się, że w nodze nic mu już nawet nie „strzeli”, skoro wszystko ma sztuczne (TUTAJ).

– Oddźwięk tego wywiadu był fajny. To miłe zaskoczenie. Jakiś chłopak z niższej ligi napisał nawet do mnie na Facebooku. Przyznał, że też ma problemy z kolanem, poprosił o numer telefonu i możliwość rozmowy. Zadzwonił, pogadaliśmy, był bardzo zmotywowany. Powiedział mi, że miał wielkiego „doła”, a po przeczytaniu wywiadu od razu zaplanował sobie kolejny dzień od A do Z. Zadzwonił też do mnie Krzysiu Kiklaisz z Górnika, będący w ciężkiej sytuacji po zerwaniu więzadeł. Chce się operować u tego lekarza, który opiekował się też mną. Powiem szczerze, że byłem zdziwiony liczbą wiadomości i pozytywnych sygnałów, które do mnie po wywiadzie dopłynęły – uśmiecha się Gabriel Nowak.

W tym sezonie środkowy pomocnik zanotował 11 ligowych występów (1 gol), z czego 7 – w pełnym składzie. – Z pewnością chciałoby się grać więcej. Wybory trenera są trochę inne, ale walczę o pierwszy skład. Chciałoby się być pierwszym wyborem. Jest trochę inaczej, czuję sportowe wkurzenie i będę starał się robić wszystko, by to zmienić – podkreśla.

Na razie jednak… musi wyleczyć kolejny uraz. – Mam naciągnięty mięsień dwugłowy, trenuję indywidualnie pod nadzorem fizjoterapeutów i lekarza. Żałuję, ale z „Gieksą” nie zagram. To stało się na rozruchu przed meczem z Puszczą. Myślałem, że to nic poważnego i tylko „spięło” mi mięsień, ale w następnym tygodniu znowu zabolało. na USG wyszedł krwiak, dlatego trzeba odpuścić. Szkoda, ale w niedzielę siądę na trybunach. Patrząc na warunki, jakie mogą wystąpić, nie spodziewam się wielkiej piłki. Na boisku będzie dominować walka, dłuższe podanie, murawa na więcej nie pozwoli. Mówi się, że jesienią zrobiliśmy wynik ponad stan. W żadnym meczu z zespołami z górnej półki nie będziemy faworytem, teraz też jest nim GKS. Wiadomo, jakie w Katowicach jest ciśnienie na awans. My po prostu powalczymy o zwycięstwo. Jak w każdym kolejnym spotkaniu jesienią – przyznaje „Gabi”.

Odra Opole – GKS Katowice
23. kolejka Nice 1 Ligi
niedziela, 25 marca, godz. 17:45, stadion przy ul. Oleskiej 51

Sędziuje: Dominik Sulikowski (Gdańsk)

foto: Mirosław Szozda