Drugi trener Podbeskidzia pochodzi z Krapkowic, do Bielska-Białej trafił w sierpniu z MKS-u Gogolin, wiosną 2011 roku bronił barw Odry, a w sobotę zawita na Oleską, by przerwać naszą świetną domową serię.
Dużo biletów musiał pan załatwiać na sobotni mecz?
– Nie (uśmiech). Aż takiego zainteresowania nie ma, choć najbliższa rodzina z pewnością się wybierze, a kilku znajomych już też zapowiedziało się, że przyjadą, gdy będziemy grali z Odrą. Większość jednak jeździ na mecze do Opola zawsze, niezależnie od tego, z kim akurat mierzy się Odra.
Kiedy po raz ostatni gościł pan przy Oleskiej?
– Pamiętam – gdy kończyłem grać, cztery lata temu, w barwach Ruchu Zdzieszowice. Skończyło się wtedy remisem 1:1.
Miło będzie wrócić?
– To jest klub, w którym od lat mam znajomych. Jak chociażby wiceprezes Irek Gitlar, z którym pozostawałem w kontakcie już podczas mojej trenerskiej pracy w Gogolinie. Współpracowaliśmy niepisanie w sprawie zawodników czy różnych innych spraw związanych z futbolem. Stadion Odry to miejsce, gdzie przyjeżdżają kibice z całej Opolszczyzny, nie tylko środowisko piłkarskie, więc zawsze miło tam zawitać.
Choć pochodzi pan z Opolszczyzny – Krapkowic – to w Odrze spędził pan tylko pół roku. Jak to się stało?
– Tak już się moje losy poukładały. Bardzo szybko wyjechałem z Opolszczyzny do szkółki Gwarka Zabrze, skąd potem trafiałem po kolei do różnych klubów w województwie śląskim. Na Opolszczyźnie była Oderka, Zdzieszowice i Kluczbork. Odra to klub, na który patrzy cała Opolszczyzna, licząc, że będzie występowała jak najwyżej. Mam nadzieję, że każda osoba związana z opolskim sportem je kibicuje, bo takiego klubu – lidera piłkarskiego rynku – Opolszczyzna potrzebuje. Ja kibicuję jej cały czas, choć wiadomo, że w sobotę akurat cała sympatia będzie tylko po stronie Podbeskidzia. W tym jednym meczu trzeba bardzo mocno skupić się na sobie, na pracy. Zerkam jednak na Odrę i jej wyniki. Jako człowiek z Opolszczyzny trzymam kciuki.
Gdy w przerwie zimowej sezonu 2010/11 przychodził pan do Opola, chyba było przekonanie, że na dłużej niż tylko rundę wiosenną?
– Takie było założenie. Pożegnałem się wtedy z Zagłębiem Sosnowiec. Taka była wizja klubu, by powalczyć z Odrą o awans do drugiej ligi, mimo że strata do mocnego wówczas ROW-u Rybnik była znaczna. Po cichu liczyłem jednak, że uda się zbudować na tyle mocny zespół, że sprostamy zadaniu i będzie to początek drogi do góry. Tak się nie stało. Odszedłem ligę wyżej, do Kluczborka, ale Odra w kocu wydostała się po latach z nizin i dzisiaj wreszcie jest tam, gdzie z pewnością zasługuje na to, by być.
To była trudna decyzja, by w sierpniu odejść z MKS-u Gogolin, opuścić rodzinne strony i dołączyć do sztabu szkoleniowego Podbeskidzia Bielsko-Biała?
– Już jako zawodnik przeżywałem zmiany klubów, wyjazdy, przenoszenie z miejsca na miejsc. To nie żadna nowość czy coś, czego bym się bał. Decyzja jednak – trudna. Spędziłem na Opolszczyźnie kilka lat, miałem wszystko poukładane, było naprawdę OK. To była jednak propozycja z gatunku nie do odrzucenia. Jeśli chce się zrobić krok do przodu i myśli o tym, by popracować w tej „trenerce” na poważniejszym poziomie, to trzeba było ją przyjąć. Cieszę się, że taka się trafiła.
Skąd znaliście się z Adamem Noconiem, na Opolszczyźnie kojarzonym z pracy w Ruchu Zdzieszowice?
– Początki sięgają jeszcze naszej wspólnej gry w Ruchu Radzionków, kilkanaście lat temu. Potem nasze drogi się rozeszły, ale mieliśmy kontakt. Nieraz współpracowaliśmy, rozmawialiśmy, znajomość się utrzymywała. To, że kilka razy udało mi się trenerowi Noconiowi pomóc, podpowiedzieć, zaowocowało tym, że chciał mnie mieć w swoim sztabie.
Niedawno mogliście się pochwalić serią czterech zwycięstw, po której w ostatnich dniach przyszła porażka z GKS-em Katowice i remis z Rakowem Częstochowa. To zachwiało nieco waszą pewnością siebie?
– Sądzę, że jesteśmy nadal na dobrych torach. Wiadomo, że obawialiśmy się trochę, jak to będzie po porażce z Katowicami, bo bramka stracona w 92. minucie zawsze boli. A już zwłaszcza – w meczu derbowym, kiedy na stadionie było rekordowo dużo ludzi, świetny doping. My nie sprostaliśmy jednak zadaniu i przegraliśmy mecz, którego przegrać nie mieliśmy prawa. Zastanawialiśmy się, jak zespół w Częstochowie na to zareaguje, ale zareagował bardzo dobrze. Pojawiają się głosy, że może preferujemy zbyt defensywną taktykę, ale nie do końca się z tym zgadzam. Mamy wraz ze sztabem swój plan na ten zespół i staramy się go realizować. Przynosi to na razie efekty w postaci punktów. Wiadomo, że każdy chciałby supergry, efektownej i skutecznej, ale pierwsza liga jest ogromnie trudna. Wszystko musi być tu wyważone. Nie ma co marudzić. Naszym zadaniem jest skupienie się na tym, by punktować jak najwięcej i tak podchodzić do meczów, by je zdobywać. Na Rakowie zagraliśmy w środę bardzo fajne spotkanie. Szkoda tylko tego wolnego, po którym padła – swoją drogą piękna – bramka wyrównująca. Rywale może mieli przewagę w polu, ale przez cały mecz nie stworzyli stuprocentowej okazji z gry. Szkoda, że nie dowieźliśmy prowadzenia do końca.
Czego spodziewacie się po Odrze?
– Myślę, że idzie podobnym tropem co my. Też nazbierała punktów. To jednak żadna tajemnica, że jedziemy do Opola walczyć o zwycięstwo. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas ogromnie trudne zadanie. Wystarczy spojrzeć na bilans Odry u siebie. Jedna porażka, na początku sezonu – i to z Miedzią Legnica, czyli jednym z faworytów rozgrywek – a poza tym sześć zwycięstw. To wyzwanie, ale chcemy mu podołać i wrócić do Bielska z trzema punktami.
Odra Opole – Podbeskidzie Bielsko-Biała
14. kolejka Nice 1 Ligi
sobota, 21 października, godz. 15:00, stadion przy ul. Oleskiej 51
Sędziuje: Paweł Pskit (Łódź).
foto: Mirosław Szozda