Zamiast meczu ligowego – sparing z juniorami. Kibic sponsorujący wyjazd do Gorzowa. Zawodnicy kupujący jedzenie na wagę za pół ceny. Zawieszona licencja, atmosfera stypy, organizacyjny rozkład. Wspominamy poprzednią (niedoszłą!) wizytę drużyny z Łęcznej przy Oleskiej i klimat z nią związany.
Piłkarski los to jednak figlarz. Mógł na inaugurację sezonu uraczyć Odrę trzydziestoma trzema innymi meczami, a uraczył – tym domowym z Górnikiem Łęczna. Jak to już niejednokrotnie było przez kibiców zauważane – to symboliczna klamra minionych ośmiu lat, które naszemu klubowi przyszło spędzić poniżej poziomu zaplecza ekstraklasy.
23 maja 2009 po porażce w Gorzowie Wielkopolskim niebiesko-czerwoni stracili matematyczne szanse na utrzymanie. Tydzień później – 30 maja – Oleska 51 miała rozstać się z pierwszą ligą meczem z Górnikiem Łęczna. Nie doszedł do skutku, bo klubowi zawieszono licencję.
– Ludzie chcieli przyjść i pożegnać pierwszą ligę. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to koniec Odry. Zamiast meczu z Łęczną, był sparing zespołu z juniorami. Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba nawet nie było sędziego. Na trybunach było jakieś 800 osób, kibice dopingowali, ale atmosfera była niczym na stypie – opowiada Marcin Sagan, dziennikarz „Nowej Trybuny Opolskiej”.
I wspomina: – Tak naprawdę, drużyna miała nie zagrać już w Gorzowie. Do klubu zgłosił się starszej daty kibic – wcale nie jakiś bardzo bogaty – i wyłożył pieniądze na ten wyjazd. Sytuacja była dramatyczna.
Dach runął, ale pożar zaczął się znacznie wcześniej.
– Licencję zawieszono na dwie kolejki przed końcem sezonu, ale już w lutym zapadła wstępna decyzja, że trzeba będzie powołać nowe stowarzyszenie. Byliśmy po rozmowach z prezydentem. Nie było wiadomo, jak duże są długi klubu, nie było szans, by nawet z pomocą sponsorów utrzymać zaplecze ekstraklasy, sprowadzić odpowiedniej jakości zawodników. Grono kilku osób ustaliło, że wystartujemy w czwartej lidze. Ostre prace zaczęły się na początku maja. Niby Odra jeszcze grała, ale działania nakierowywaliśmy na to, by zebrać się i ruszyć niżej. Pobyt w pierwszej lidze trwał wtedy trzy lata, awans był w 2006 roku. Pierwszy sezon był w porządku, w drugim pojawiły się zgrzyty, w trzecim brakowało już na wszystko. Rok przed upadkiem z klubu odeszli holenderscy działacze. To była wiosna 2008. Klub przy dużym szczęściu dostał licencję i zaczął sezon 2008/09, ale zmierzał ku upadkowi – tłumaczy Sagan.
O ile w przerwie zimowej tabela wyglądała jeszcze jako-tako, o tyle w rundzie rewanżowej Odra zdobyła tylko 8 punktów. Trzy z nich – za walkower z Kmitą Zabierzów. Sezon zakończyła na przedostatnim miejscu.
– Wiosną to była agonia. Drużyna była dramatyczna. Oceniając historię Odry – a pamiętam lata od 1986 w górę – dla mnie było to najgorsze półrocze. Rozkład organizacyjny, brak pieniędzy, zawodnicy, którzy nie powinni w większości grać w tak wysokiej lidze… – zawiesza głos Marcin Sagan.
Choć tak anormalne warunki, jak wtedy przy Oleskiej, nie powinny mieć w zawodowym futbolu miejsca, to one potrafią kształtować charakter. Cementować.
– Najfajniejsze wspomnienia z czasów mojej gry w pierwszej lidze mam z klubów, w których się nie przelewało. Nie pamiętam zgrzytów, zawsze była atmosfera, to wszystko nas konsolidowało – przyznaje Mateusz Cieluch, jeden z zawodników tamtej Odry, który po latach wrócił jeszcze na Oleską.
– Mimo że nie było wyników, trzymaliśmy się razem. Patrząc na drużyny, w których byłem, najwięcej znajomości przetrwało z Radzionkowa i właśnie Opola. Nawet po latach czasami dzwonimy do siebie – dodaje Cieluch, który za tamten okres gry przy Oleskiej nie ujrzał ani złotówki.
– Mieliśmy zapewnione spanie i jedzenie, ale pieniędzy nie zobaczyliśmy żadnych. W najlepszej sytuacji byli chłopaki wypożyczeni z innych klubów, które pokrywały im część kontraktów. Ci „miejscowi” mieli problem. Każdy mimo to myślał o tym, by utrzymać Odrę w pierwszej lidze. Byliśmy chłopakami na dorobku, mającymi w większości po 20-kilka lat. Z tej ligi można było się wybić, dlatego to nas motywowało. Już przed startem wiosny staliśmy jednak na straconej pozycji. Nie było do ostatniej chwili wiadomo, czy znajdą się pieniądze na rejestrację nowych zawodników. Do pierwszego meczu zostało kilka godzin, a nowi zawodnicy nie wiedzieli, czy będą mogli grać! Jakoś się udało i tym składem wiosną walczyliśmy. Nikt nie narzekał, każdy wiedział, na co się pisze. Z nadzieją, że będzie to miejsce, w którym się wypromuje. Dobrze jednak, że te czasy się skończyły – opowiada nasz rozmówca.
Przyznać trzeba, że furory nikt z tamtej Odry w polskiej piłce nie zrobił. Wydawało się, że może się udać Charlesowi Nwaogu. Napastnik z Nigerii przeżył chwile chwały we Flocie Świnoujście, był w Arce Gdynia, ale wiele nie wskórał.
– Mieszkałem w centrum, blisko muszli koncertowej, pokój w pokój z Nwaogu i Filipe. Blisko mieliśmy bar, w którym sprzedawali jedzenie na wagę. Po godzinie 19:00 było za pół ceny i Charles zawsze wtedy stał pierwszy w kolejce. Nie było kasy na nic wykwintnego. Śmialiśmy się, że wychodził z torbą pełną kurczaków i gotował je z kaszą. Wtedy miał siłę, ale nie zdobywał bramek, a doszedł do tylu sytuacji, że gdyby je wykorzystał, to chyba byśmy się utrzymali! Potem się rozstrzelał, we Flocie go „puściło” – opowiada Mateusz Cieluch.
Marcin Sagan wyżej wspominał o wyjeździe do Gorzowa. Z wyprawami na boiskach rywali generalnie był problem, bo nie było pieniędzy na hotele i przedmeczowe zgrupowania.
– Jechaliśmy na Tur Turek. Mecz był o 11:00, rywale nie zgodzili się, by przesunąć go na późniejszą godzinę, więc wyjechaliśmy o jakiejś dość absurdalnej porze, by zdążyć. Nawet nie dotknęliśmy piłki, a przegrywaliśmy 0:1! Popatrzyliśmy po sobie na boisku, ktoś rzucił słusznie, że jeszcze nie wyszliśmy z autokaru. Trafił nas czarnoskóry Benjamin Imeh. Ale wtedy akurat daliśmy radę; skończyło się 1:1 – mówi Cieluch.
Tyle – retrospekcji i wspomnień z dawnego opolskiego wariatkowa. Teraz historia zatoczyła koło. Odra znów jest w pierwszej lidze, znów czeka na domowy mecz z Górnikiem Łęczna. Tym razem nie ma zagrożenia, że się nie odbędzie Nie ma zagrożenia, że ktoś odbierze klubowi licencję. Walka o utrzymanie zapowiada się jednak zacięta.
– W pierwszej lidze teraz nie widzę słabych drużyn. Stawka jest wyrównana. Wiele zależy od tego, jak Odra wystartuje. Życzę jej jak najlepiej. Zrobiła dwa awanse, oby dalej wygrywała. Na pewno na jakiś mecz się wybiorę. Czekają ją mecze w Sosnowcu, Katowicach czy Chorzowie, w moich rejonach, dlatego okazji do obserwowania meczów będę miał więcej niż w drugiej lidze – dopowiada nasz rozmówca.
**
Dla co większych miłośników wspominek – kilka skanów z katowickiego Sportu. Od porażki w Gorzowie – po powstanie Oderki…
Odra Opole – Górnik Łęczna
1. kolejka Nice 1. Ligi
sobota, 29 lipca, godz. 17:00, stadion przy ul. Oleskiej 51
Sędziuje: Piotr Lasyk (Bytom).
foto: Mariusz Matkowski