Komentarz Mirosława Smyły po sparingowej porażce 0:3 z ekstraklasowym Zagłębiem Lubin.
Z nami jak z boiskiem
– Zagraliśmy na sztucznej nawierzchni. Było ślisko, w ostatnim momencie boisko posypano solą, bo złapał je mróz. Na początku meczu było widać, że jest niebezpiecznie, ale w miarę upływu czasu było już coraz bardziej w porządku. A z nami w tym sparingu było tak, jak z boiskiem – przez pierwszych pięć minut nas zabrakło. Po błędzie w ustawieniu i strzale po rękach Tobiego szybko dostaliśmy bramkę. Potem wyglądało to coraz lepiej. W pierwszej połowie stworzyliśmy kilka sytuacji. „Winiar” uderzył w słupek, sam na sam jechał też „Pszczółka”, ale odrobinę źle zabrał się z piłką.
Zasłużyli na trafienie
– Liczbą wypracowanych okazji zasłużyliśmy na to, by zdobyć jakąś bramkę. Z samej gry w wielu momentach pierwszej połowy możemy być zadowoleni. Potrafiliśmy utrzymywać się przy piłce, kreować. To było fajne. W drugiej połowie wyglądało to już inaczej, lecz w końcówce też doszliśmy do kilku sytuacji. Cverna nie trafił głową po rożnym, Gancarczyk miał sam na sam, do tego obroniony przez bramkarza strzał Mikinicza… Wracamy wszyscy zdrowi i to cieszy, ale patrząc na wynik, jest niesmak. Nie to jest jednak najważniejsze. Otrzymaliśmy pewien obraz zespołu i to, nad czym trzeba pracować, kto się sprawdza na tle takiego rywala, a kto odstaje.
Mamy co poprawiać
– Zagłębie to nasz taki tradycyjny, fajny sparingpartner. Bardzo dobrze operuje piłką, grający szybko, z wymiennością podań. To daje nam wytyczne do tego, jak trzeba zachowywać się względem tak szybkiej gry. Trzeba było mocno się spiąć, by nie biegać tylko za piłką. To się udało. Zagłębie dało nam sygnał, nad czym musimy pracować, jak radzić sobie w dynamicznej grze, by umieć odbierać piłkę, przewidywać, reagować. Bardzo wartościowy sparing. Po nim zawodnicy mają obraz, jakie rzeczy trzeba doskonalić, poprawiać, szlifować, by stawać się lepszym piłkarzem – i zarazem lepszą drużyną.
Słowak odrobił poniedziałek
– Tomas Mikinicz zagrał jako jedyny 70 minut ze względu na to, że nie uczestniczył w poniedziałek w treningu. Wyjechał na Słowację i załatwiał tam sprawy organizacyjne związane z przejściem do Odry. W Lubinie odrobił więc ten poniedziałkowy trening. Za niego wszedł na 20 minut młodziutki Bryłka.
Peroński bez ryzyka
– „Peron” już jutro wychodzi na lekki trening, a od poniedziałku powinien już ćwiczyć na pełnych obrotach, dlatego oczywiście jedzie z nami na obóz. To było tylko lekkie podkręcenie stawu skokowego. Uznaliśmy, że po co mamy ryzykować, po co Mateusz ma grać z bólem, skoro wystarczy kilka dni przerwy, by w pełni to wyleczyć. Dlatego zabrakło go w składzie na sparing z Zagłębiem.
foto: Mirosław Szozda